BOOKOVSKY


„Talentu nikt Cię nie nauczy. Szkoły nauczyć Cię mogą jedynie techniki/warsztatu. A tego właśnie możesz w istocie nauczyć się SAM.”

El.: Czy możesz podać kilka informacji o sobie?
Bookovsky: Hehehe, takich ogólnych? Urodziłem się 1975 roku, w Krakowie. Matka – Jan. Ojciec: Elżbieta. Eee…… Chyba coś nie tak. Heheh. Może zostawmy te tematy. 😉

El.: Skąd zainteresowanie elmuzą? Kim są Twoi idole?
Bookovsky: W Krakowie bardzo rozwinięte było piractwo radiowe (sam nadawałem potem piracką audycję). Oczywiście łatwo się domyślić, iż w normalnych stacjach radiowych elektroniki nie puszczano. Ale właśnie piraci namiętnie, godzinami, puszczali muzykę elektroniczną. Wcześniej znałem Jarre’a, Tangerine Dream, może coś tam jeszcze, ale dzięki słuchaniu piratów radiowych rozwinąłem swoje zainteresowania, hehe. Nawiasem mówiąc – teraz krakowscy piraci puszczają już tylko dance, ale to młode bydlaki, które na niczym się nie znają. :-\ To smutne. Oczywiście kiedyś tam, w podstawówce fascynowałem się utworami Jarre’a, Bilińskiego i tym wszystkim, co było podówczas dostępne w radiu i telewizji, ale nie traktuję tego poważnie, bo nie było to świadome zainteresowanie, a raczej instynktowne – dopiero dzisiaj, po latach, konstatuję, iż już wtedy najbardziej lubiłem elektronikę, tylko nie wiedziałem, że to elektronika, hehehehe. Generalnie można rzec, że zaczynałem dość dziwnie, to znaczy od Tangerine Dream, Kraftwerku i Jarre’a, a dopiero potem poznałem grupy takie, jak na przykład KOTO, heheheh. =8-D Co śmieszne, obok tych wykonawców zawsze z kolegami nagrywaliśmy na kasety muzykę z gier i dem z komputerów 8-btowych i z Amigi (bo w onym czasie PeCet mógł służyć najwyżej do koszenia trawników) i słuchaliśmy tego wszystkiego z zapartym tchem, heheh. A kogo uważam za mistrza elektroniki? Hmmmmm. Przede wszystkim Vangelisa. Jego płyta „Heaven and hell” jest moim zdaniem najlepszą płyta el-muzyczną na świecie. I chyba pozostanie taką po wsze czasy. Kraftwerk także jest dla mnie kultowy. Tangerine Dream – podobnie. Front 242 jest doskonały, ale najnowsze ich osiągnięcia są dużo gorsze, szkoda. Nie byłbym sobą, gdybym nie wymienił Polaków (jestem wielkim fanem polskiej elektroniki). A więc proszę: Biliński (był genialny, dopóki być takim nie przestał), cenię muzykę Komendarka z lat 1985-1986, Hertel też jest przeze mnie ceniony… bardzo zawsze lubiłem muzykę osób/grup, które debiutowały fonograficznie w tym okresie, co ja (ok. 1993-1996): Tomka Kubiaka, Kerygmę, Daniela Blooma, Deliver, Key Follow, Andrzeja Szymalskiego, Michel Delving (to zespół wbrew pozorom, hehe), Piotra Grinholca… Lubię też zupełnie nowych twórców, jak: Tomasz Zawadziński, Polaris (pomimo, że się do mnie nie przyznaje na tej stronie WWW, hehhe), Remote Spaces, 3N, wspaniałego el_visa (a jakże, heheh!!!), Marka Szulena i innych. A jako że wciąż mi mało mojej ukochanej elektroniki – ciągle poszukuję nowych jej nurtów. Dlatego uwielbiam również synth-pop, industrial, nie wzgardzę techno, jeśli jest w dobrym wykonaniu, dla mnie to wszystko jest muzyka elektroniczna, tylko w różnych odmianach. Komu się to nie podoba, niech się zatłucze młotkiem na śmierć.

El.: A kiedy poczułeś że chcesz tworzyć własną?
Bookovsky: Heh, to trudno stwierdzić. :^) Od kiedy pamiętam, zawsze interesowało mnie robienie muzyki; w podstawówce, wobec braku jakiegokolwiek instrumentu, robiłem jakieś dziwaczne eksperymenty z miksowaniem paru ścieżek własnego głosu na kilku magnetofonach itp… Potem, gdzieś na początku liceum kupiłem swego ukochanego po dziś dzień Spectruma 48K (konkretnie był to Timex), właśnie po to, by robić na nim muzykę. Do teraz nie mogę odżałować, że nigdy nie dostałem w swe ręce wspaniałego 5-kanałowego programu, na którym swoje cudowne utwory komponował wspaniały Tim Follin (dla mnie jeden z najlepszych muzyków w ogóle, nie tylko na Spectrum). Z resztą wciąż od czasu do czasu tworzę jakieś kawałki z użyciem mojego zajebistego komputera, który oczywiście wciąż działa!! :^) No i tak się to właśnie zaczynało. Heheh…

El.: Czy uczyłeś się wcześniej formalnie muzyki?
Bookovsky: Chodzi Ci o to, czy mam papier z jakiejkolwiek uczelni muzycznej? Nie. Nie mam. Nie jestem kolekcjonerem dyplomów.

El.: Jaki związek ma formalne wykształcenie muzyczne z komponowaniem el-muzyki?
Bookovsky: Hehehe, widzę, że Ty mnie tu podpuszczasz. :^) Zauważyłem, że to sztampowe pytanie w Elmanii. Hie-hie… Jest więc tak… Talentu nikt Cię nie nauczy. Szkoły nauczyć Cię mogą jedynie techniki/warsztatu. A tego właśnie możesz w istocie nauczyć się SAM. Twoja technika warunkuje Twoją muzykę, ale też Twoja muzyka wyznacza potrzebną Ci technikę. Ja gram berliński trance. Czy potrzeba mi techniki wymaganej w konkursie szopenowskim? Hmm. Nie wydaje mi się. Owszem – nie wzgardziłbym. Ale – nie posiadając takowej – nie zabiję się, bo też w konkursach szopenowskich nie startuję. Wiedza teoretyczna o muzyce? Tą wiedzę posiedli ludzie. Jeśli więc będę wystarczająco długo eksperymentował, odkryję ją i tak, a w dodatku być może uniknę obcych wpływów, uniknę wpadnięcia w jakieś kanony, w które – nie ma innej możliwości – wciskają Cię w każdej szkole: Akademii Sztuk Pięknych, Szkole aktorskiej… Kolejny zarzut: czy bez szkół moja muzyka stanie się w końcu nieciekawa, nudna, wtórna…? Znając (smutne) życie – pewnie właśnie taka się stanie, ALE NIE BĘDZIE TO WYNIKIEM BRAKU SZKOŁ. To niewesołe zjawisko spotka w końcu każdego, gdyż z wykształceniem nie ma ono nic wspólnego. Co ciekawe – ja nie mam nic przeciw ludziom z muzycznym wykształceniem. Moje powyższe wypowiedzi wywołane są głupawymi atakami ze strony tychże ludzi: posiadaczy dokumentów, papierów, dyplomów i NICZEGO więcej. Mógłbym dłużej na ten temat rozprawiać, ale nie chce mi się już na ten temat gadać, więc jeśli ktoś chciałby mi poderżnąć gardło, to proszę pisać: hprg@friko.onet.pl

El.: Gdzie powstaje Twoja muzyka?
Bookovsky: Aktualnie od długiego już czasu tworzę muzykę u siebie w domu, jak każdy el-muzyk. (Ten bogaty ma w domu całe studio, więc właśnie tam tworzy, heheh, a ja, jako biedny, tworzę w domu, no bo gdzieżby, hie-hie…). Potem zaś idę ze sprzętem do studia, płacę setki złotych, by muzyczkę takową nagrać, następnie zaś miesiącami żywię się trawą i korą z brzóz. Nieco inaczej było z moim pierwszym albumem. Jako że nie miałem podówczas ani pół profesjonalnego syntezatora, musiałem chodzić do znajomej, która miała Yamaszkę, i u niej właśnie komponowałem cały tamten materiał. Hehhe… Spartańskie, rzec by można, warunki… :^)

El.: Wiem, że współpracujesz z innymi muzykami. Gdzie wtedy gracie i jak wygląda praca w Twoim zespole?
Bookovsky: Współpracowałem już z wieloma muzykami, w różnych zespołach, nie tylko elektronicznych, choć głównie. Praca z ludźmi jest jak współżycie z nimi. (Proszę nie kojarzyć tego z seksem, heheh). Z jednymi jest łatwiej, z innymi zaś – gorzej. Bywa też tak, że przez wiele lat z jakimś gościem wspaniale się rabotajet :^) , a potem nagle okazuje się to całkowicie niemożliwe. Jeśli zaś chodzi o miejsce, to w 90% przypadków robimy wszystko u mnie w domu ze względu na najlepsze wyposażenie i warunki (co nie znaczy, że dobre).

El.: Ostatnio zacząłeś zwracać się w kierunku elektro popu, co będzie dalej?
Bookovsky: Ha. W sumie to nie tak ostatnio, bo stylem post-kraftwerkowskim zająłem się w 1994 roku. Uwielbiam ten zespół i zawsze chciałem spróbować, czy też tak potrafię. GEIGER BOX, mój zespół, oddala się ostatnio od kopiowania Kraftwerku, ale chcę podkreślić, iż WCIĄŻ jest to muzyka skierowana do fanów tejże grupy i takim właśnie ludziom powinna się podobać. A co będzie dalej? Hmmmm. Ciężko stwierdzić. Uważam, że skoro ludzie kojarzą pseudo BOOKOVSKY ze szkołą berlińską, nie mam prawa robić im świństwa i narażać ich na zbędne koszta, robiąc pod tym nickiem co mi się żywnie podoba. Sami wiecie, jak irytujące są nowe płyty Tangerine Dream, Oldfielda i innych. Dlatego, jeśli czuję potrzebę wykazania się na innych polach, spróbowania czegoś nowego, to wymyślam inny pseudonim, bądź zakładam nowy zespół. Ograniczę się teraz chyba tylko do wymienienia gatunków muzycznych (tak czy inaczej wszystko to jest elektronika, albo muzyka instrumentalna), jakimi się zajmuję: prócz berlińskiego trance’u i techno-popu gram folk celtycki, metal-industrial, space-electronic oraz muzykę symfoniczną, choć ostatnio podjąłem decyzję, by połączyć ją z moim przyszłym 'berlińskim’ materiałem „BOOK OF SKY” (hehe, niezły tytuł, nie? ;^) )… A w przeszłości grywałem nawet dziwniejsze odmiany muzyki, jak techno, black-metal itp… Heh… Poważnie. :^)

El.: Jakimi instrumentami dysponujesz a o jakich marzysz?
Bookovsky: Hehhee, wolę nie zdradzać swego instrumentarium, jest zbyt kiepskie. A o czym marzę? Hmmm… Wiesz… Ja nie jestem jakimś maniakiem elektronicznych układów, czy cóś. ;^) Nie znam się na tym. Chciałbym mieć sprzęt, który zaspokoi moje oczekiwania co do brzmienia mojej muzyki, to wszystko. I generalnie mój aktualny set nieszczególnie odbiega od tak pojętego ideału. Na pewno przydało by mi się coś, co potrafi jak najdokładniej emulować BRZMIENIE orkiestry symfonicznej; nie zaś SAMĄ orkiestrę, co pewnie z chęcią zarzucili by mi różni idioci. I to chyba wszystko. :^)

El.: Co jest najważniejsze dla Ciebie w muzyce elektronicznej: syntetyczne barwy, nastrój a może zupełnie coś innego?
Bookovsky: Zależy w jakiej. W tym miejscu chyba się nieco rozdrobnię, bo też nurtów, których słucham, jest sporo. W 'szkole berlińskiej’ najważniejszy jest dla mnie trans. Ta muzyka musi mnie hipnotyzować. Dla rozróżnienia w muzyce techno-trance wymagany jest przeze mnie dodatkowo pewien pęd, szybkość. (Lubię zwłaszcza GOA). W techno-popie uwielbiam tę nieludzką, syntetyczną atmosferę. Kult elektronicznych urządzeń, wciąż się rozwijających i tworzących naszą codzienność. Syntetyczne barwy plus sample będą tu podstawą. W space-electronic cenię sobie po prostu melodyjne kawałki, które nieodzownie muszą posiadać tę charakterystyczną atmosferę portu kosmicznego, bądź międzygwiezdnego statku. Może trochę podobnie rzecz się ma z synth-popem, tu też dobra melodia jest najważniejsza, ale tu musi być jeszcze sporo uczucia, romantyzmu, czegoś, przy czym można uwodzić kobietę. No i oczywiście JAK NAJBARDZIEJ syntetyczne dźwięki. Chociaż z fortepianem ładnie by się komponowały. ;^) Industrial? Heh. Oczywiście wrażenie pobytu w halach fabrycznych, hałasu maszyn, zgrzyt metalu, itp… :^) W elektronice symfonicznej muszę czuć patos, moc… Ta muzyka musi mnie porywać. (Jak wspomniany „Heaven and hell” Vangelisa na przykład). Zaskakujące zmiany akordów oraz – znowu – piękne melodie, a opis takowy świetnie pasuje do Adiemusa. Darkwave…? Wielki smutek. Miłość. Rozpacz. Strach. Krótko mówiąc – uczucia. Niski, męski vocal i czasem eksperymenty brzmieniowo/muzyczne też są tu mile widziane. :^) Jeśli zaś idzie o elektronikę środka, taką bardziej popową, to życzyłbym wszystkim jej twórcom, by poświęcili chwilę czasu i sprawdzili, jak to robił Mistrz Biliński. Solówy na syntezatorze to najpiękniejsza rzecz na świecie. No cóż, wygląda na to, iż w elektronice ważne jest dla mnie wszystko: syntetyczne barwy, nastrój oraz to „coś zupełnie innego”. Hehhehe. ;^)

El.: Jakie masz muzyczne plany na przyszłość?
Bookovsky: Hmmmm. Musiałbym pomyśleć… Chciałbym dokończyć materiał na moją trzecią solową płytę „ANALOGy”, potem kolejny album: „BOOK OF SKY”… Chciałbym gdzieś w końcu wydać płytkę zespołu GEIGER BOX, który jak do tej pory pokazuje się często, ale tylko na kompilacjach… Przydało by się przyspieszyć prace nad drugą płytą naszego zespołu industrialowego, którego nazwy nie wymienię, hehhe, przerażonym wyłuszczę, iż nie jest to AGRESIVA 69 (czy tak się to pisze?!?!?). I pewnie chciałbym zrobić wiele innych rzeczy, które przyjdą mi do głowy jutro, pojutrze, i tak bez końca, hehehe. ;^)

El.: Dzięki
Bookovsky: Nie ma sprawy. To ja dziękuję za zainteresowanie. Hehhe. 😉 I pozdrawiam wszystkich fanatyków wszelakiej muzyki elektronicznej. =8-D Nie dajcie się!!!!!!!!!!

Copyright el_vis (marzec 2000 r.)