BEEHUNTER – artysta wirtualny

BEEHUNTER – artysta wirtualny

Hehehe…. Tytuł brzmi bezsensownie, ale rzućcie okiem poniżej………
W 'Wyborczej’ pojawił się onegdaj artykuł na temat wydawania muzyki w internecie, tylko w postaci plików MP3. Oto fragmenty owego textu:
„Tajemniczy Beehunter z Warszawy na „Wolnej stronie” w internecie, gdzie pod adresem ww.mp3.pl istnieje polski internetowy Hyde Park, umieścił trzy całe albumy. Jego utwory ściągano już prawie 30 tysięcy razy!” … „Wystarczy wysłać utwory na „Wolną stronę”, a mogą ich wysłuchać zainteresowani nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie! A zainteresowanych nie brakuje, o czym przekonuje kariera tajemniczego Beehuntera z Warszawy.” … „Jego przebojowe utwory z trzech albumów i singla, utrzymane w stylu tradycyjnego, tanecznego i mocno elektronicznego rave’u, ściągnęło na swoje domowe komputery już prawie 30 tys. osób! Sam tylko utwór „Eclipse ’99” (porywający!) z albumu „Mix Or Die” ściągnęły dotychczas 7803 osoby. To czyni go najpopularniejszym artystą techno w kraju, chociaż oficjalnie nie wydał ani jednej płyty.”
No proszę. Co Wy na to? Myślę, że każdy wie, iż na sieci tkwią pliczki MP3, ale powyższa wiadomość jest chyba dość wstrząsająca…..
Ciekawi mnie, czy taka jest przyszłość muzyki. Wirtualne albumy. Cała sprawa zainteresowała mnie wielce, toteż postanowiłem przeprowadzić wywiad z owym tajemniczym Beehunterem. 🙂 Oto on……..
„Nieważne na czym się gra, ważne jak się gra. Jeżeli to co tworzycie sprawia Wam frajdę i jest to jedyna korzyść z grania – róbcie to dalej.”

BOOKOVSKY: Witam cię. 🙂 Co prawda 'Wyborczej’ nie czytuję, ale w WOLNEJ STREFIE był zacytowany cały artykuł, który dotyczył w dużej mierze również ciebie. 🙂 Jak wiem z niego – wydałeś w internecie już TRZY albumy. W sumie nie ma ich nawet w jakiejś fizycznej formie – wszystkie istnieją jedynie wirtualnie, hiehie. Każdy może je sobie ściągnąć z WOLNEJ STREFY. Co cię zmusiło do użycia tego sposobu wydawania swojej muzyki? Czy próbowałeś uprzednio kontaktować się z jakimiś wytwórniami muzycznymi?
BEEHUNTER: Tak na prawdę był to najłatwiejszy sposób na zaistnienie. Z internetem miałem styczność praktycznie od momentu jego pojawienia się w Polsce. Z mp3 zetknąłem się też bardzo wcześnie. Połączenie tych dwóch rzeczy (Internet+mp3) dawało niesamowite możliwości „dytrybucji” mojej muzyki. Postanowiłem więc z nich skorzystać. Nie kontaktowałem się z wytwórniami płytowymi. Na początku swojej „kariery” uważałem, że prezentuję zbyt niski poziom by ktokolwiek się mną zainteresował. Gdy uznałem, że warto już dzielić się swoimi dokonaniami próbowałem coś wypromować w radiu. Przez znajomych dostarczyłem swoją płytę do Trójki, do Piotra Klaff’a (chyba tak ma na imię, nie pamiętam teraz dokładnie). Puścił dwa utwory w swojej audycji, ale nic oprócz satysfakcji z tego nie miałem. Największy odzew był po artykule w Wyborczej. 🙂 Tak więc nie czuję się ZMUSZONY do publikowania w internecie. Myślę, że jest to świadomy wybór.

BOOKOVSKY: „Nic prócz satysfakcji” powiadasz…….. A no właśnie – czy zamierzasz w przyszłości osiągać jakieś dodatkowe korzyści ze swej muzyki? Mam na myśli drugi sposób wydawania utworów, z którego korzysta coraz więcej zespołów – CDR. Czy jest możliwym, by z twego następnego albumu ukazało się na WOLNEJ STREFIE tylko kilka numerów z adnotacją: >>chcecie usłyszeć więcej – zamówcie u mnie płytkę< BEEHUNTER: Zamierzam! 🙂 Jak najbardziej. Po artykule w „Wyborczej” już coś tam drgnęło. Zastanawiałem się też nad opcją wysyłania płytek. Być może będę miał możliwość wytłoczenia mojej następnej płytki w nakładzie ok. 1000 sztuk. Może zacznę umieszczać swoje utwory w postaci „kiepsko zakodowanej”, np.: mono 32kbity z adnotacją – chcesz więcej? kup całość! Ale tak na prawdę nie zastanawiałem się nad tym zbytnio. Muzyka to moje hobby. Chciałbym na niej zarabiać, ale jeżeli się nie uda nie będzie tragedii… Choć przyznam się, że moim marzeniem jest rzucić wszystko co robię i zająć się zarabianiem na muzyce. Jakieś studio czy coś… Nie wiem… Na razie jest to finansowo baaaardzo odległe…:)

BOOKOVSKY: Wiesz, nawet nie chodziło mi o zarabianie, raczej o dobre rozpowszechnianie. Hehehhe… Może teraz coś o samej muzyce. Tworzysz w bardzo różnych stylach. Elektronika, techno, a nawet remixujesz innych wykonawców. Interesuje mnie, którą z tych dróg będziesz dalej podążać? Pytam, bo muszę przyznać, iż Twoje utwory w stylu KRAFTWERKu cholernie mi się podobają i liczę na więcej, hehhe. 😉
BEEHUNTER: Hmmmm…. Wiesz, nigdy nie starałem się określić jaką muzykę będę tworzył. To znaczy wiedziałem, że musi ona spełniać jeden warunek. Być dobra… 🙂 Nigdy nie słuchałem konkretnego rodzaju muzyki. Jeżeli coś mi się podoba to po prostu tego słucham. Jeżeli „Just 5” zrobią odlotowy numer który zwali mnie z nóg to w porządku. Będę go słuchał. Tak samo jest z moją muzyką. Robię wszystko co mi się podoba i na co mam ochotę (trochę megalomańsko zabrzmiało, ale taka jest prawda). Mam oczywiście okresy „fascynacji”. Ostatnio „lepiej” mi się tworzy utwory w stylu Propellerheads i tych industrialnych klimatów.

BOOKOVSKY: Industrial rulezzzzzzzzz!!!!!!!!!!!!!!!! 😉
BEEHUNTER: Wcześniej faktycznie Kraftwerk i Music Instructor. A remixy? No cóż, czasami żal mnie ogarnia nad poziomem niektórych aranżacji (tak było ze Steczkowską i Dziewczyną Szamana – moim zdaniem przegrany numer, który w różnych DOBRYCH remixach mógł wywalić z klubów niejeden „zagramaniczny” numer) albo chcę się po prostu sprawdzić. Tak więc nie mogę powiedzieć, że od dzisiaj będę tworzył tylko np. techno. Jeżeli mam (moim zdaniem) dobry pomysł na chorał gregoriański, lub sonatę liryczną to czemu nie. To też jest muzyka… :))))

BOOKOVSKY: Ciekawi mnie to, ponieważ 'Wyborcza’ ogłosiła Cię najpopularniejszym w Polsce artystą techno, a w sumie grasz bardzo dużo normalnej elektroniki, czyżbyś więc był również najpopularniejszym twórcą muzyki elektronicznej?????? 🙂 Hehhe. A jak przyjąłeś tę wiadomość? Miło być tak znanym muzykiem? 🙂
BEEHUNTER: Pewnie, że miło! 🙂 Nie uważam się za twórcę techno. Dziennikarz który pisał ten artykuł starał się ze mną skontaktować ale wtedy byłem akurat we Francji no i nie mogłem się do tego artykułu przyczynić. Wszystkie informacje zamieścił w oparciu o to co jest umieszczone na mp3.wp.pl. No i chyba przesłuchał Eclipse’99. No a ten numer techno na pewno nie jest. Myślę, że zadziałał tu automat – coś nie ma gitar, jest zrobione na syntezatorach, da się przy tym tańczyć no to jest to techno. W ten sam sposób można powiedzieć, że Chicane gra techno, no i oczywiście Chemical Brothers albo Eifell 65… 🙂 Ale sam fakt zaistnienia w ogólnopolskiej prasie był miły. W ciągu tygodnia od ukazania dostałem parę fajnych propozycji, ale… nic z nich nie wyszło… 🙂 Jedyny konkret to ten wywiad… 🙂 Ale nie wybieram się na tamten świat, więc jeszcze może się coś zdarzy. Parę utworów jeszcze mi po głowie chodzi… 🙂

BOOKOVSKY: Heheh, oczywiście. 😉 To były jakieś wydawnicze propozycje, czy koncertowe?
BEEHUNTER: Niestety nie wydawnicze… 🙁 Jeden namacalny konkret, to to, że udzieliłem licencji agencji reklamowej na wykorzystanie 2 moich utworów. Ale to wszystko z konkretów. Jeżeli więc ktoś czyta ten wywiad, to proszę bardzo. Jestem otwarty na propozycje. Co do koncertów… 🙂 Nie jestem Czesław Niemen. Nie mam sprzętu za setki tysięcy dolców, więc koncert wyglądał by tak, że puściłbym wszystko z taśmy i udawał, że coś tam gram… 🙂 Mało atrakcyjne, nie sądzisz? :)))))

BOOKOVSKY: Hehehe, no tak… 😉 A mogę zapytać, jakiego sprzętu używasz? I czy jeszcze robisz muzykę na Amidze, o której pisałeś na mp3.pl???????? 😉
BEEHUNTER: 🙂 Amigi już nie mam. W zamierzchłych czasach studenckich musiałem ją sprzedać żeby mieć kasę na PCta… Co do sprzętu to mam Celerona 300 przewalonego na 450, 256 MB Ramu i jakieś 20GB dysków. Muzycznie to 'SB Live!’ (niestety nie full i tego baaardzo żałuję, bo brakuje mi cyfrowego I/O), karta Yamahy SW60XG (tylko MIDI ale za to jakie! full XG) no i klawiaturka MIDI (tylko klawiaturka). Tak więc nie mam żadnego zewnętrznego klawisza. Miałem zamiar będąc ostatnio w USA kupić najnowsze dziecko Yamahy – SW1000 ale tuż przed wyjazdem dorwałem super edytor do SW60XG i stwierdziłem, że nie wykorzystuję nawet 50% możliwości tej karty. Więc wstrzymałem się z zakupem… :)))

BOOKOVSKY: Co chciałbyś na koniec dodać, co przekazać czytelnikom?
BEEHUNTER: Słuchajcie moich utworów! 🙂 A tak poważnie, to taka ogólna myśl dla tych co trochę (lub bardzo) bawią się w robienie muzyki. Nieważne na czym się gra, ważne jak się gra. Jeżeli to co tworzycie sprawia Wam frajdę i jest to jedyna korzyść z grania – róbcie to dalej. Zawsze znajdzie się parę osób, którym się wasze granie spodoba. I dla nich warto to robić. (Strasznie głębokie myśli… :)))) ). Dzięki za spotkanie i jeszcze raz: Słuchajcie moich utworów!!!! :)))

Cała ta sprawa wielce dała mi do myślenia. Może Wam również?
Na koniec podaję Wam (o ile jest jeszcze ktoś żyjący w nieświadomości) adres Wolnej Strefy – mp3.pl
Wsjo. A w dziale 'ELEKTRONICZNA’ i dalej w 'BEEHUNTER’ możecie znaleźć… No…? Co…? Nie wiecie?!?!?!
Aaaaaaaaależ, jesteście zupełnie nierozgarnięci. Nie podpowiem Wam, sami sprawdźcie. HEHEHHEHEHE…………… =8-D
BOOKOVSKY

Copyright BOOKOVSKY dla Magazynu Muzyki Elektronicznej Elmania (sierpień 2000 r.)

BOOKOVSKY


„Talentu nikt Cię nie nauczy. Szkoły nauczyć Cię mogą jedynie techniki/warsztatu. A tego właśnie możesz w istocie nauczyć się SAM.”

El.: Czy możesz podać kilka informacji o sobie?
Bookovsky: Hehehe, takich ogólnych? Urodziłem się 1975 roku, w Krakowie. Matka – Jan. Ojciec: Elżbieta. Eee…… Chyba coś nie tak. Heheh. Może zostawmy te tematy. 😉

El.: Skąd zainteresowanie elmuzą? Kim są Twoi idole?
Bookovsky: W Krakowie bardzo rozwinięte było piractwo radiowe (sam nadawałem potem piracką audycję). Oczywiście łatwo się domyślić, iż w normalnych stacjach radiowych elektroniki nie puszczano. Ale właśnie piraci namiętnie, godzinami, puszczali muzykę elektroniczną. Wcześniej znałem Jarre’a, Tangerine Dream, może coś tam jeszcze, ale dzięki słuchaniu piratów radiowych rozwinąłem swoje zainteresowania, hehe. Nawiasem mówiąc – teraz krakowscy piraci puszczają już tylko dance, ale to młode bydlaki, które na niczym się nie znają. :-\ To smutne. Oczywiście kiedyś tam, w podstawówce fascynowałem się utworami Jarre’a, Bilińskiego i tym wszystkim, co było podówczas dostępne w radiu i telewizji, ale nie traktuję tego poważnie, bo nie było to świadome zainteresowanie, a raczej instynktowne – dopiero dzisiaj, po latach, konstatuję, iż już wtedy najbardziej lubiłem elektronikę, tylko nie wiedziałem, że to elektronika, hehehehe. Generalnie można rzec, że zaczynałem dość dziwnie, to znaczy od Tangerine Dream, Kraftwerku i Jarre’a, a dopiero potem poznałem grupy takie, jak na przykład KOTO, heheheh. =8-D Co śmieszne, obok tych wykonawców zawsze z kolegami nagrywaliśmy na kasety muzykę z gier i dem z komputerów 8-btowych i z Amigi (bo w onym czasie PeCet mógł służyć najwyżej do koszenia trawników) i słuchaliśmy tego wszystkiego z zapartym tchem, heheh. A kogo uważam za mistrza elektroniki? Hmmmmm. Przede wszystkim Vangelisa. Jego płyta „Heaven and hell” jest moim zdaniem najlepszą płyta el-muzyczną na świecie. I chyba pozostanie taką po wsze czasy. Kraftwerk także jest dla mnie kultowy. Tangerine Dream – podobnie. Front 242 jest doskonały, ale najnowsze ich osiągnięcia są dużo gorsze, szkoda. Nie byłbym sobą, gdybym nie wymienił Polaków (jestem wielkim fanem polskiej elektroniki). A więc proszę: Biliński (był genialny, dopóki być takim nie przestał), cenię muzykę Komendarka z lat 1985-1986, Hertel też jest przeze mnie ceniony… bardzo zawsze lubiłem muzykę osób/grup, które debiutowały fonograficznie w tym okresie, co ja (ok. 1993-1996): Tomka Kubiaka, Kerygmę, Daniela Blooma, Deliver, Key Follow, Andrzeja Szymalskiego, Michel Delving (to zespół wbrew pozorom, hehe), Piotra Grinholca… Lubię też zupełnie nowych twórców, jak: Tomasz Zawadziński, Polaris (pomimo, że się do mnie nie przyznaje na tej stronie WWW, hehhe), Remote Spaces, 3N, wspaniałego el_visa (a jakże, heheh!!!), Marka Szulena i innych. A jako że wciąż mi mało mojej ukochanej elektroniki – ciągle poszukuję nowych jej nurtów. Dlatego uwielbiam również synth-pop, industrial, nie wzgardzę techno, jeśli jest w dobrym wykonaniu, dla mnie to wszystko jest muzyka elektroniczna, tylko w różnych odmianach. Komu się to nie podoba, niech się zatłucze młotkiem na śmierć.

El.: A kiedy poczułeś że chcesz tworzyć własną?
Bookovsky: Heh, to trudno stwierdzić. :^) Od kiedy pamiętam, zawsze interesowało mnie robienie muzyki; w podstawówce, wobec braku jakiegokolwiek instrumentu, robiłem jakieś dziwaczne eksperymenty z miksowaniem paru ścieżek własnego głosu na kilku magnetofonach itp… Potem, gdzieś na początku liceum kupiłem swego ukochanego po dziś dzień Spectruma 48K (konkretnie był to Timex), właśnie po to, by robić na nim muzykę. Do teraz nie mogę odżałować, że nigdy nie dostałem w swe ręce wspaniałego 5-kanałowego programu, na którym swoje cudowne utwory komponował wspaniały Tim Follin (dla mnie jeden z najlepszych muzyków w ogóle, nie tylko na Spectrum). Z resztą wciąż od czasu do czasu tworzę jakieś kawałki z użyciem mojego zajebistego komputera, który oczywiście wciąż działa!! :^) No i tak się to właśnie zaczynało. Heheh…

El.: Czy uczyłeś się wcześniej formalnie muzyki?
Bookovsky: Chodzi Ci o to, czy mam papier z jakiejkolwiek uczelni muzycznej? Nie. Nie mam. Nie jestem kolekcjonerem dyplomów.

El.: Jaki związek ma formalne wykształcenie muzyczne z komponowaniem el-muzyki?
Bookovsky: Hehehe, widzę, że Ty mnie tu podpuszczasz. :^) Zauważyłem, że to sztampowe pytanie w Elmanii. Hie-hie… Jest więc tak… Talentu nikt Cię nie nauczy. Szkoły nauczyć Cię mogą jedynie techniki/warsztatu. A tego właśnie możesz w istocie nauczyć się SAM. Twoja technika warunkuje Twoją muzykę, ale też Twoja muzyka wyznacza potrzebną Ci technikę. Ja gram berliński trance. Czy potrzeba mi techniki wymaganej w konkursie szopenowskim? Hmm. Nie wydaje mi się. Owszem – nie wzgardziłbym. Ale – nie posiadając takowej – nie zabiję się, bo też w konkursach szopenowskich nie startuję. Wiedza teoretyczna o muzyce? Tą wiedzę posiedli ludzie. Jeśli więc będę wystarczająco długo eksperymentował, odkryję ją i tak, a w dodatku być może uniknę obcych wpływów, uniknę wpadnięcia w jakieś kanony, w które – nie ma innej możliwości – wciskają Cię w każdej szkole: Akademii Sztuk Pięknych, Szkole aktorskiej… Kolejny zarzut: czy bez szkół moja muzyka stanie się w końcu nieciekawa, nudna, wtórna…? Znając (smutne) życie – pewnie właśnie taka się stanie, ALE NIE BĘDZIE TO WYNIKIEM BRAKU SZKOŁ. To niewesołe zjawisko spotka w końcu każdego, gdyż z wykształceniem nie ma ono nic wspólnego. Co ciekawe – ja nie mam nic przeciw ludziom z muzycznym wykształceniem. Moje powyższe wypowiedzi wywołane są głupawymi atakami ze strony tychże ludzi: posiadaczy dokumentów, papierów, dyplomów i NICZEGO więcej. Mógłbym dłużej na ten temat rozprawiać, ale nie chce mi się już na ten temat gadać, więc jeśli ktoś chciałby mi poderżnąć gardło, to proszę pisać: hprg@friko.onet.pl

El.: Gdzie powstaje Twoja muzyka?
Bookovsky: Aktualnie od długiego już czasu tworzę muzykę u siebie w domu, jak każdy el-muzyk. (Ten bogaty ma w domu całe studio, więc właśnie tam tworzy, heheh, a ja, jako biedny, tworzę w domu, no bo gdzieżby, hie-hie…). Potem zaś idę ze sprzętem do studia, płacę setki złotych, by muzyczkę takową nagrać, następnie zaś miesiącami żywię się trawą i korą z brzóz. Nieco inaczej było z moim pierwszym albumem. Jako że nie miałem podówczas ani pół profesjonalnego syntezatora, musiałem chodzić do znajomej, która miała Yamaszkę, i u niej właśnie komponowałem cały tamten materiał. Hehhe… Spartańskie, rzec by można, warunki… :^)

El.: Wiem, że współpracujesz z innymi muzykami. Gdzie wtedy gracie i jak wygląda praca w Twoim zespole?
Bookovsky: Współpracowałem już z wieloma muzykami, w różnych zespołach, nie tylko elektronicznych, choć głównie. Praca z ludźmi jest jak współżycie z nimi. (Proszę nie kojarzyć tego z seksem, heheh). Z jednymi jest łatwiej, z innymi zaś – gorzej. Bywa też tak, że przez wiele lat z jakimś gościem wspaniale się rabotajet :^) , a potem nagle okazuje się to całkowicie niemożliwe. Jeśli zaś chodzi o miejsce, to w 90% przypadków robimy wszystko u mnie w domu ze względu na najlepsze wyposażenie i warunki (co nie znaczy, że dobre).

El.: Ostatnio zacząłeś zwracać się w kierunku elektro popu, co będzie dalej?
Bookovsky: Ha. W sumie to nie tak ostatnio, bo stylem post-kraftwerkowskim zająłem się w 1994 roku. Uwielbiam ten zespół i zawsze chciałem spróbować, czy też tak potrafię. GEIGER BOX, mój zespół, oddala się ostatnio od kopiowania Kraftwerku, ale chcę podkreślić, iż WCIĄŻ jest to muzyka skierowana do fanów tejże grupy i takim właśnie ludziom powinna się podobać. A co będzie dalej? Hmmmm. Ciężko stwierdzić. Uważam, że skoro ludzie kojarzą pseudo BOOKOVSKY ze szkołą berlińską, nie mam prawa robić im świństwa i narażać ich na zbędne koszta, robiąc pod tym nickiem co mi się żywnie podoba. Sami wiecie, jak irytujące są nowe płyty Tangerine Dream, Oldfielda i innych. Dlatego, jeśli czuję potrzebę wykazania się na innych polach, spróbowania czegoś nowego, to wymyślam inny pseudonim, bądź zakładam nowy zespół. Ograniczę się teraz chyba tylko do wymienienia gatunków muzycznych (tak czy inaczej wszystko to jest elektronika, albo muzyka instrumentalna), jakimi się zajmuję: prócz berlińskiego trance’u i techno-popu gram folk celtycki, metal-industrial, space-electronic oraz muzykę symfoniczną, choć ostatnio podjąłem decyzję, by połączyć ją z moim przyszłym 'berlińskim’ materiałem „BOOK OF SKY” (hehe, niezły tytuł, nie? ;^) )… A w przeszłości grywałem nawet dziwniejsze odmiany muzyki, jak techno, black-metal itp… Heh… Poważnie. :^)

El.: Jakimi instrumentami dysponujesz a o jakich marzysz?
Bookovsky: Hehhee, wolę nie zdradzać swego instrumentarium, jest zbyt kiepskie. A o czym marzę? Hmmm… Wiesz… Ja nie jestem jakimś maniakiem elektronicznych układów, czy cóś. ;^) Nie znam się na tym. Chciałbym mieć sprzęt, który zaspokoi moje oczekiwania co do brzmienia mojej muzyki, to wszystko. I generalnie mój aktualny set nieszczególnie odbiega od tak pojętego ideału. Na pewno przydało by mi się coś, co potrafi jak najdokładniej emulować BRZMIENIE orkiestry symfonicznej; nie zaś SAMĄ orkiestrę, co pewnie z chęcią zarzucili by mi różni idioci. I to chyba wszystko. :^)

El.: Co jest najważniejsze dla Ciebie w muzyce elektronicznej: syntetyczne barwy, nastrój a może zupełnie coś innego?
Bookovsky: Zależy w jakiej. W tym miejscu chyba się nieco rozdrobnię, bo też nurtów, których słucham, jest sporo. W 'szkole berlińskiej’ najważniejszy jest dla mnie trans. Ta muzyka musi mnie hipnotyzować. Dla rozróżnienia w muzyce techno-trance wymagany jest przeze mnie dodatkowo pewien pęd, szybkość. (Lubię zwłaszcza GOA). W techno-popie uwielbiam tę nieludzką, syntetyczną atmosferę. Kult elektronicznych urządzeń, wciąż się rozwijających i tworzących naszą codzienność. Syntetyczne barwy plus sample będą tu podstawą. W space-electronic cenię sobie po prostu melodyjne kawałki, które nieodzownie muszą posiadać tę charakterystyczną atmosferę portu kosmicznego, bądź międzygwiezdnego statku. Może trochę podobnie rzecz się ma z synth-popem, tu też dobra melodia jest najważniejsza, ale tu musi być jeszcze sporo uczucia, romantyzmu, czegoś, przy czym można uwodzić kobietę. No i oczywiście JAK NAJBARDZIEJ syntetyczne dźwięki. Chociaż z fortepianem ładnie by się komponowały. ;^) Industrial? Heh. Oczywiście wrażenie pobytu w halach fabrycznych, hałasu maszyn, zgrzyt metalu, itp… :^) W elektronice symfonicznej muszę czuć patos, moc… Ta muzyka musi mnie porywać. (Jak wspomniany „Heaven and hell” Vangelisa na przykład). Zaskakujące zmiany akordów oraz – znowu – piękne melodie, a opis takowy świetnie pasuje do Adiemusa. Darkwave…? Wielki smutek. Miłość. Rozpacz. Strach. Krótko mówiąc – uczucia. Niski, męski vocal i czasem eksperymenty brzmieniowo/muzyczne też są tu mile widziane. :^) Jeśli zaś idzie o elektronikę środka, taką bardziej popową, to życzyłbym wszystkim jej twórcom, by poświęcili chwilę czasu i sprawdzili, jak to robił Mistrz Biliński. Solówy na syntezatorze to najpiękniejsza rzecz na świecie. No cóż, wygląda na to, iż w elektronice ważne jest dla mnie wszystko: syntetyczne barwy, nastrój oraz to „coś zupełnie innego”. Hehhehe. ;^)

El.: Jakie masz muzyczne plany na przyszłość?
Bookovsky: Hmmmm. Musiałbym pomyśleć… Chciałbym dokończyć materiał na moją trzecią solową płytę „ANALOGy”, potem kolejny album: „BOOK OF SKY”… Chciałbym gdzieś w końcu wydać płytkę zespołu GEIGER BOX, który jak do tej pory pokazuje się często, ale tylko na kompilacjach… Przydało by się przyspieszyć prace nad drugą płytą naszego zespołu industrialowego, którego nazwy nie wymienię, hehhe, przerażonym wyłuszczę, iż nie jest to AGRESIVA 69 (czy tak się to pisze?!?!?). I pewnie chciałbym zrobić wiele innych rzeczy, które przyjdą mi do głowy jutro, pojutrze, i tak bez końca, hehehe. ;^)

El.: Dzięki
Bookovsky: Nie ma sprawy. To ja dziękuję za zainteresowanie. Hehhe. 😉 I pozdrawiam wszystkich fanatyków wszelakiej muzyki elektronicznej. =8-D Nie dajcie się!!!!!!!!!!

Copyright el_vis (marzec 2000 r.)

CI


„..bez elektroniki, maszyn, mediów nasze życie w obecnym świecie skazane byłoby na katastrofalne zmiany..”

– Co się kryje pod nazwa CI
X: Clinical Implants. W tej nazwie miała być zawarta nasza ironia i konstruktywna przewrotność w sposobie widzenia otaczającej nas rzeczywistości. Ludzie są naturalnie leniwi a ignorancja jest ich naturalną, zdrową cechą, więc wielu z nich skraca tę nazwę do Clinical nie wiedząc, że to nie nasza muzyka jest kliniczna ale kliniczne jest to co nas otacza czyli cała ta człowiecza technologia, przez którą patrzymy na świat. Co gorsza, paradoksalnie i na przekór wszystkim ekologom twierdzę, że bez elektroniki, maszyn, mediów nasze życie w obecnym świecie skazane byłoby na katastrofalne zmiany. Kiedyś człowiek miał kilka, kilkanaście potrzeb łącznie z fizjologicznymi. Dziś do „prawidłowego” funkcjonowania potrzebujemy prądu, kanalizacji, ogrzewania, technologii spożywczej, rafinerii naftowych, metabolizmu bakterii, kopalni uranu, broni biologicznej, klonowania, lotów w kosmos, konstytucji, aparatu inwigilacji, telewizji kablowej, telefonów komórkowych, internetu, karabinów, radia, gazet, sztucznych ogni, biletów miesięcznych, protez piersi, i tak dalej i tak dalej i tak dalej można by wymieniać przez parę dobrych dni jeśli nie dłużej…

– Kto tworzy w CI?
X: Oficjalnie dwóch ludzi – Xyster i Joker. Pierwszy jest obsesyjnie pochłonięty koncepcjami twórczymi, drugi natomiast jest korygującym, kontrolującym i subiektywnie krytycznym jak sumienie odbiorcą poczynań pierwszego a co najważniejsze wspiera go (ostatnio coraz ciężej mu to przychodzi) w działaniach promocyjnych i produkcyjnych. W zeszłym roku Xyster pracował dużo z innym muzykiem – Syndromem. XysterBardzo zdolna osoba ale praktycznie pozbawiona potrzebnego sprzętu. Jego wiele pomysłów poraża odkrywczym wydostawaniem się poza schematy i spojrzeniem na muzykę jakby od środka. Indywidualista Syndrom porzucił w październiku 1999 roku Clinical Implants i obecnie realizuje się w kulturze rówieśniczego pokolenia – czyli osiedlowym hiphopie – moim zdaniem znacznie cofając się w rozwoju muzycznym. Nieoficjalnie, każdy kto chce z nami coś robić jest mile widziany w Clinical Implants pod warunkiem, że będzie twórczy i otwarty na zniszczenie jego pomysłów w nieprzewidywalną formę. Poza tym niech spadają wszyscy Ci, którzy sobie myślą, że będziemy promować i produkować wyłącznie tylko ich pomysły. Takim ludziom proponujemy skorzystanie z konkurencyjnego „profesjonalnego studia nagraniowego” od 3000 pnl wzwyż za odwalenie chałtury. Dziś mogę powiedzieć, że z Clinical Implants śpiewa Anka Plak, wokalistka metalowego Lux in Tenebris oraz wokalista i gitarzysta Łukasz Stępień. Zaczął remiksować także kilka Twoich (mowa o el_visie) pomysłów i może coś z tego będzie konkretnego. Na „stole masteringowym” „leży” nasz jeden kawałek u innego muzyka i autora tekstów, którego imienia i nazwiska nie mogę w tej chwili zdradzić.

– Dlaczego robicie muzykę opartą o technologię el?
X: Ponieważ daje to człowiekowi pozornie doskonałą kontrolę nad dźwiękami spoza technologii el. Krytycy twierdzą, że muzykę komputerową tworzą ludzie, którzy mają bogatą wyobraźnię i pomysły realizatorskie ale nie umieją grać na żadnych instrumentach. Uważam, że tak do końca nie jest. Po prostu elektronika w moim rozumieniu to przede wszystkim zastąpienie całej masy niepotrzebnych pudeł w coś co ma wielkość obudowy od komputera. Elektronika to wygoda. Dziś w każdym studio nagraniowym, końcowy efekt w postaci płyty CD jest obrabiany przez urządzenia elektroniczne, więc przestałem dzielić muzykę na elektroniczną i nielektroniczną. Wiem, że jako elektroniczną masz na myśli muzykę generowaną wyłącznie przez syntezatory, ale postrzegam tę klasyfikację w innych ramach. Tylko te nagrania, które zostały zrealizowane na żywo od początku do końca i na instrumentach rzeczywiście akustycznych a w końcowej fazie obróbki nie zostały pocięte i wzbogacone – nie podpadają pod ten gatunek. Reszta to jeden wielki mix, lepszy czy gorszy ale elektronicznie zanotowany i poprawiony w procesie elektronicznego masteringu.

– Dlaczego obracacie się w takiej stylistyce muzycznej?
X: Kochamy to i lubimy. W ogóle chyba Twoje pytanie powinno brzmieć: „dlaczego w ogóle zajmujecie się muzyką?”. No cóż odpowiem za siebie, bo Joker coraz mniej się zajmuje muzyką, spędzając swój czas na metabolizmie i rzeczach pozornie ważnych jak kolejna niesamowicie potrzebna reinstalacja jeszcze nowszego i jeszcze gorszego Windowsa czy ściąganie coraz to nowszego oprogramowania do karty TV. Chyba większość ludzi ma w życiu jakiś cel. Większy lub mniejszy. Ci co go nie mają też są szczęśliwi. Można pracować i pomagać innym, można wymyślać teorie które służą ludzkości lub ją wzbogacają kulturowo. Umierając nie chcę mieć świadomości, że jedyne co po mnie zostało to hałda wydalin i trudnych do zutylizowania śmieci. Muzyka jest materią dość mało wymierną i trudną do uchwycenia, bo istnieje tylko podczas jej wykonywania czy odtwarzania. Jej formy zapisu same w sobie są niczym wyrazistym i w gruncie rzeczy są to niestrawne akustycznie pliki komputerowe lub ciągi optycznych zer i jedynek. Muzyka to kwestia wyobraźni – a my chyba jesteśmy marzycielami i tworzymy coś co może wpływać na wyobraźnię innych. To co w niej zobaczą zależy od ich bagażu doświadczeń i aktualnych swoistych, subiektywnych przeżyć.

– Jak byście określili swoją muzykę?
X: Poszukująca elektronika z elementami rocka, popu, etno, techno, industrialu. Rzeczywista elektronika. Muzyka niełatwa ale ciekawa.

– W jakich kierunkach chcecie podążać?
X: Muzycznie chciałbym rozwinąć kilka projektów. Przede wszystkim myślę między innymi o płycie czysto ambientowo-noiseowej z prawdziwymi elementami industrialu, bo tego jeszcze w pełnym, godzinnym wymiarze nie zrealizowałem. O takiej płycie, którą albo wysłuchasz całą od początku do końca albo wcale. Poza tym szukam nowej formuły do kilku ostrych numerów, które wywalą słuchacza z butów prosto w kosmos. Piosenki i muzyka pozornie bez melodii, w którą koniecznie trzeba się wsłuchać i do której koniecznie należy wyostrzyć zmysły. CI w studiu Radia CentrumI nie zamierzam robić muzyki tylko po to aby coś robić i po to aby się to komuś podobało ponieważ moim zdaniem jest to głupie z punktu widzenia sztuki a bezmyślne bezmózgowe słowa krytyki miały by niszczyć moje chęci. Trzeba robić to co samemu uważa się za dobre. Na pewno spodoba się to jakimś ludziom, być może w jakimś stopniu podobnym do mnie lub tym, którzy poszukują. Uważam, że nawet w muzyce tanecznej można sporo zdziałać, chociaż trudniej się będzie przebić przez głupotę i miałkość promowanej pop-kultury. I co najważniejsze nie należy zważać na krytyków muzycznych oraz tych co niby znają się na niej. Słyszałem już tak subiektywne i przeciwstawne oceny. Czasami mam ochotę założyć gazetę, w której krytykować będzie się nie sztukę ale jej recenzje. Moim zdaniem bardzo mało ludzi po 30 tym roku życia, ba nawet po 20-tym, rozwija się dalej a ich gusty pozornie szerokie i otwarte stają się coraz bardziej skostniałe, zachowawcze i banalne niż te, które mieli w wieku 5 lat. Dlatego jeśli czytam gazety muzyczne to raczej po to aby dowiedzieć się co nowego a recenzje dają mi więcej do powiedzenia na temat ich autorów niż opisywanej przez nich muzyki. Poza tym gazety te są wypełnione reklamami, więc na pewno wiele rzeczy zachwalanych jest na wyrost po to tylko aby zwiększyć ich sprzedaż i vice versa.

– Czym się zajmujecie obecnie?
X: Egzystencjonalizmem, dekadenctwem, biadoloniem, przechorowywaniem, głupimi rozmowami telefonicznymi, dyskutowaniem na temat wyższości drogich telefonów komórkowych nad formatem zapisu mp3, nieporadnym poszukiwaniem sponsora na produkcję płyty. Poszukujemy i nadal będziemy poszukiwać i co najśmieszniejsze nigdy nie znajdziemy tego czegoś (poza sponsorem) bo wtedy będziemy skończeni. Współpracujemy z nowymi wokalistami i innymi muzykami. Szukamy producentów i managera, który by zajął się tym wszystkim co tylko przeszkadza w procesie twórczym. Produkujemy też dema innym ludziom, którzy mają ciekawe pomysły i dość cierpliwości do tego jak przetwarzamy te pomysły w gotowe produkcje muzyczne.

– Plany na przyszłość, wasze marzenia….
X: Wydać w końcu pierwszą, poważnie dystrybuowaną płytę. Do tego potrzebujemy o wiele więcej pieniędzy niż obecnie mamy. Poza tym dalsze poszukiwania i rozwój. Nakręcenie jakiegoś clipu i filmu. Marzeniem jest to aby przynajmniej jedna ludzka istota na Ziemi przeżyła choćby jedną, unikalną chwilę poruszenia pod wpływem naszej muzyki, taką chwilę, która spowoduje, że nie będzie to dokładnie już ten sam człowiek co przedtem. No i może jeszcze jedno inne, prymitywne marzenie jest takie aby mieć pełny komfort pracy – to znaczy – umieć znaleźć czas i pieniądze na spokojne, pozbawione pośpiechu i rywalizacji postępy twórcze.

Copyright el_vis (styczeń 2000 r.)

el_muzyka


Historia muzyki elektronicznej

Rozwój muzyki elektronicznej jak żadnej innej jest prawie całkowicie zdeterminowany technicznymi osiągnięciami człowieka.

Przypuszczam, że pioruny istnieją od zawsze, od początku istnienia świata. Dlatego to zjawisko atmosferyczne można traktować jako najstarsze zastosowanie elektryczności do generacji dźwięku. Niestety człowiek dopiero dość niedawno odkrył możliwości jakie daje mu elektryczność. Historia istnienia muzyki elektronicznej jest jeszcze krótsza.
Do powstania muzyki elektronicznej przyczyniło się wielu wynalazców oraz ich wynalazki np.
Graham Bell (telefon 1876 r., mikrofon 1877 r.)
Thomas Alva Edison (fonograf 1877 r.)
John Ambrose Fleming (dioda z żarzoną katodą 1904 r.)
Lee de Forest (trioda próżniowa 1906 r.)
Thaddeus Cahill (telharmonium znane też pod nazwą dynamophone 1895 r. lub 1906 r. (dokładnie nie wiadomo – w źródłach są rozbieżności))
A. Meissner (generator lampowy 1913 r.)
Lew Termen vel Theremin (aeterophone 1919 r., thereminovox 1928 r., rythmicon 1932 r.)
Maurice Martenot (fale Martenota 1928 r.)
Friedrich Trautwein (trautonium1928 r.)
Laurens Hammond (organy Hammonda, novachord, solovox produkcja od 1929 r.)
Harold Bode (melodium 1938)
Constant Martin (claviolin 1941 r.)
oraz inne wynalazki takie jak wynalezienie tranzystora, maszyny liczącej itp.

Prawie mitycznym praprzodkiem syntezatora było nie istniejące już telharmonium T. Cahilla ważące około 200 ton i zajmujące sporych rozmiarów pomieszczenie. Urządzeniem sterowanym dłonią umieszczoną między dwiema antenami był aetorophone L. Termena. Pierwszym używanym przez większe grono muzyków było urządzenie o nazwie fale Martenota skonstruowane przez M. Martenota działające na zasadzie współpracy dwóch przestrajanych generatorów drgań periodycznych, efektem czego uzyskiwano ton różnicowy. Bardzo ciekawym urządzeniem było trautonium Fryderyka Trautweina. Zawierało ono lampowe generatory drgań oraz urządzenia do przekształcania fali elektrycznej. Prawdziwy zaś przewrót dla muzyki elektronicznej rozpoczął się od powstania syntezatora. Początkowo termin syntezator odnosił się do urządzeń sterowanych za pomocą taśmy perforowanej. Takim urządzeniem był Mark II Synthesizer firmy RCA (1959 r.). Zaś pierwszym syntezatorem we współczesnym tego słowa znaczeniu jest urządzenie Roberta C. Mooga (1964 r.) posiadający klawiaturę napięciową i ze składowymi modułami sterowanymi napięciem. Autorskim wynalazkiem Mooga są filtry sterowane napięciem.

A tak ówcześni wizjonerzy wyobrażali sobie „nową” muzukę:

„Szkic nowej estetyki muzycznej”
„Muzyka urodziła się wolna i wolność jest jej przeznaczeniem”, „W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że dalszy rozwój muzyki rozbija się o naturę naszych instrumentów muzycznych, tak jak rozwój kompozytora zatrzymuje się na studiowaniu partytur. Jeżeli „tworzyć” ma oznaczać „formować z niczego” (a nie może oznaczać niczego innego), jeżeli muzyka powrócić ma do „oryginalności”, a więc do jej tylko właściwej czystej natury, jeżeli ma odrzucić konwencje i formuły tak, jak odrzuca się znoszone ubranie, aby o pięknie świadczyła nagość – to dążeniom tym staną na drodze dotychczasowe narzędzia muzyczne. Instrumenty są bowiem skrępowane więzami swoich skal, właściwości brzmieniowych i możliwości brzmieniowych i możliwości wykonawczych, a setki takich więzów oplatają każdego, kto by hciał tworzyć.” – „Szkic nowej estetyki muzycznej” Ferruccio Busoni 1907 r.

„Sztuka hałasów”
Manifest nawołujący do używania wszelkich szumów i hałasów jako materiału dla kompozycji muzycznych. – „Sztuka hałasów” Luigi Russollo 1913 r.

„The Liberation of Sound”
„… surowym materiałem muzyki jest dźwięk. A o tym, przez wzgląd na „uświęcone tradycje” większość ludzi, w tym także kompozytorów, zdaje się zapominać. Dziś, kiedy nauka dysponuje środkami, które pozwalają kompozytorowi urzeczywistnić to, co dotąd było nieosiągalne, o czym marzył Beethoven, co przeczuwał w swej wyobraźni Berlioz, kompozytorzy obsesyjnie trzymają się tradycji, która nie jest niczym innym, jak ograniczeniem ustanowionym ich poprzedników. Kompozytorzy, jak wszyscy dzisiaj cieszą się wszelkimi nowościami, które są im dostarczane dla wygody życia codziennego, ale gdy w grę wchodzi dźwięk, który nie był ani dźwiękiem smyczków, ani instrumentów dętych, ani perkusji orkiestrowej, nie przyjdzie im do głowy, że dźwięku takiego mogliby żądać od techniki, mimo że technika jest dziś w stanie dać to wszystko, czego by od niej potrzebowali…” „A oto korzyści jakich oczekiwałbym od takiej maszyny: wyzwolenie od paraliżującego, a przecież arbitralnie wybranego systemu temperowanego, możliwość uzyskania dowolnej liczby drgań lub, jeżeli zajdzie potrzeba, podziału oktawy, a w konsekwencji utworzenia dowolnie wybranej skali, możliwość wykorzystania bardzo niskich i bardzo wysokich rejestrów, tworzenia nowych brzmień harmonicznych za pomocą niemożliwych dziś do uzyskania kombinacji subharmonicznych, otrzymywania zróżnicowanych barw, kombinacji dźwiękowych, dynamiki wykraczającej poza możliwości organizmu orkiestry, możliwość przestrzennej projekcji dźwiękowej uzyskiwanej przez emisję dźwięków z rożnych punktów sali, co mogłoby znaleźć swoje odbicie w partyturze, możliwość krzyżowania wzajemnie niezależnych rytmów, emitowanych symultanicznie, lub – używając tradycyjnej terminologii – kontrapunktycznie, ponieważ maszyna byłaby w stanie produkować dowolną ilość nut w dowolnych podziałach czasowych, z opuszczeniami lub w ułamkach tych podziałów, a wszystko to w określonych jednostkach czasu lub taktu z dokładnością niemożliwą do uzyskania przez bezpośrednie działanie człowieka.” – „The Liberation of Sound” Edgar Varese 1936 r.
cyt. za „Muzyka Elektroniczna” Włodzimierz Kotoński 1989 r.

Surrender – The Chemical Brothers


Surrender – The Chemical Brothers

Spis utworów:
1. Music: Response 5:19
2. Under The Influence (Influenced) 4:16
3. Out of Control 7:19
4. Orange Wedge 3:06
5. Let Forever Be 3:56
6. The Sunshine Underground 8:38
7. Asleep From Day 4:47
8. Got Glint? 5:26
9. Hey Boy Hey Girl 4:50
10. Surrender 4:30
11. Dream On 6:46

W nowym LP Chemical Brothers – Surrender autorzy (Tom Rowlands i Ed Simons) odchodzą częściowo od stylu, jaki prezentowali na swoich poprzednich dwóch płytach. Jest na nim nieco mniej natarczywych rytmów, a za to pojawiło się wiele smakowitych syntetycznych brzmień. Można chyba nazwać tę płytę muzyką elektroniczną lat dziewięćdziesiątych. W muzyce słychać fascynacje stylem wylansowanym przez kultową już grupę Kraftwerk. Na krążku jest kilka utworów nawiązujących do tej stylistki. Muzyka ukazuje nowe możliwości duetu i sądzę, że jest to najlepsza rzecz w dotychczasowych dokonaniach „Chemikali”. Muzyka powstawała przez 12 miesięcy w ich Londyńskim studiu. Praca opata była na eksperymentowaniu z dźwiękiem – tak trzymać. Sami twórcy są również zadowoleni z efektów.

Poddajmy Surrender „chemicznej” analizie. Music: Response – już od razu przypomina mi muzykę „Kraftwerków”, mieszanka barw od pływających soczystych analogowych do cyfrowych pików, pisków oraz sztucznych i naturalnie brzmiących bębnów, królestwo sampli – prawdziwa mozaika. Rytm przyśpiesza na styku z Under The Influence, w którym jest sporo zabawy filtrami, generatorem wolnych przebiegów, sporo bulgotów, kilka zatrzymań akcji – po prostu coś dla zwolenników muzyki tworzonej przy pomocy pokręteł i suwaków. W Out of Control zaznaczyli swój udział Bernard Sumner i Bobby Gillespie, istrumentalnie podobnie jak poprzednio. W Orange Wedge delikatna zmiana stylu, słychać świetne klawiszowe solo, zagrane jak mi się wydaje na jakiejś nowej maszynie Korga. W Let Forever trochę próbek wstecz, Gallagher, monotonny bas, dynamiczna perkusja i inne niespodzianki. The Sunshine Underground jest podobny do poprzedniego ale tym razem znacznie mniej słów, niezła męczarnia dla generatorów i trochę bardziej opętańcze tempo. O coś spokojniejszego. Za sprawą aksamitnego sennego głosu Hope Sandoval, Asleep From Day jest kawałkiem dającym chwilę wytchnienia. Got Glint? – instrumental przesycony drapieżnymi syntetycznymi barwami i plastikowym jednostajnym rytmem. Hey Boy Hey Girl kawałek zadziorny brzmieniowo oraz rytmicznie, pierwszy singiel promocyjny z tej płytki – słyszeli go już chyba wszyscy. Był on od maja porządnie promowany na świecie i chyba jeszcze nadal jest grany w muzycznych programach satelitarnych (swoją drogą ma fajny clip), a nawet o dziwo czasami się zdarza usłyszeć go w rodzimych rozgłośniach radiowych. Wskazuje to także na komercyjny sukces tej muzyki. Tytułowy Surrender zaczyna się spokojnie, po chwili dochodzą zaś mocne połamane rytmy. I znów temat slipania i drimania bo oto krążek dotoczył się już prawie do brzegu. Ostatni kawałek, spokojny Dream On z wokalnymi zachętami Jonathana Donahuea do spania i śnienia mnie nie przekonał… Jeszcze nie idę spać! O a to co? A to niespodzianka – to jeszcze nie był koniec utworu ot co. No mimo wszystko chyba się dałem zasugerować.

The Cheminal Brothers stworzyli własny styl i pogodzili publiczność kilku innych. Zdarza się, że słuchają ich zwolennicy rock’a, pop’u, techno, dance’u czy jakichś tam innych styli, a także tak jak ja fanatycy starej dobrej elektroniki. To co tworzą to nie jest muzyka relaksacyjna, jest ona raczej pobudzająca niż usypiająca. Nie wiem jak Wam ale mnie Surrender się podoba.

Występują:
The Chemical Brothers: Tom Rowlands i Ed Simons

W pozostałych rolach:
Bernard Sumner (w Out of Control), Noel Gallagher (w Let Forever Be), Jonathan Donahue (w Dream On), Hope Sandoval (w Asleep From Day) and Bobby Gillespie (w Out of Control).

Copyright el_vis.

Album: e-


01. oozal 2:05
02. ance 3:51
03. after 3:27
04. jans 4:16
05. ultimate 4:10
06. akvirol 3:59
07. juzi 4:14
08. in spe 4:28
09. antimateria 5:26
10. possibilis 3:54
11. galaktikos 5:18
12. elektronium 4:45
13. relativus 4:52
14. flo 3:33
15. cogitatio 1:33
16. civi 4:30
17. lazoo 0:44

Album e- powstał w 1999 r. Jest on kompilacją utworów nowych i z poprzedniej płyty. Nagrany w 1 egzemplarzu specjalnie dla mRqSa.

Copyright Piotr Lenart 1999. Wszelkie prawa zastrzeżone.

el_vis


 

Piotr Lenart (el_vis)

oddycha: słonecznym wiatrem
chwilowo: więzień grawitacji
lubi: metaliczny smak świeżego prądu
słucha: muzyki barwionej syntetycznie (E123 barwa identyczna z naturalną)
internet traktuje jako: przytułek myśli niechcianej


 

Album 'elektron’


01. elektronium 4:45
02. antimateria 5:26
03. possibilis 3:54
04. in spe 4:25
05. galaktikos 5:18
06. flo 3:33
07. phassis 3:36
08. vacum 0:55
09. relativus 4:52
10. contrarius 3:49
11. stereotypos 1:39
12. cras 2:40
13. hibrida 3:32
14. noctis 1:41
15. cogitatio 1:33
16. continuatio 1:57
17. civi 4:30
18. emissio 4:50
19. scientificus 4:18
20. neutrum 5:48

Album elektron powstał na przełomie 1997/98 r.

Copyright Piotr Lenart 1999. Wszelkie prawa zastrzeżone.