mRqS


„Uzależnienia: muzyka, komputery, czekolada, kawa, góry i latanie.”

El – Proszę powiedz kilka słów o sobie.

mRqS – Hmm…. Marek Szulen, znany jako mRqS tudzież Jarre
(nie mylić z BAACZNOŚĆ! Jean Michel Jarre SPOOOCZNIJ!).
Wiek: w obecnym wcieleniu 26 lat czasu ziemskiego.
Narodowość: Ziemianin.
Miejsce zamieszkania: trzecia planeta układu słonecznego, sztucznie wydzielony teren o nazwie Polska, miasto: KwidzyN
Wyznanie: brak
Ideologia: kosmopolita, brak uprzedzeń rasowych, przyjaciel wszelkiego życia, pacyfista.
Uzależnienia: muzyka, komputery, czekolada, kawa, góry i latanie.

Od najmłodszych lat zafascynowany najpiękniejszą muzyką (el).
Od kilku lat sam męczę otoczenie i nie tylko, swoimi wypocinami.
Niestety, nie mam zezwolenia „profesjonalnych władz” na granie el-muzy ;-))))

El – Marek zapewne pamiętasz okoliczności w jakich się poznaliśmy?

mRqS – Pamiętam jak dziś: To było lato czterdziest… hhmhmmm upsss, to nie ta historia, ;-)))) lato 1996 w Piszu na ZEFie za starych dobrych czasów gdy istniał jeszcze fanklub „Tangram”. Zaczepiłem Ciebie i Iwana gdy szliśmy z PKP do ośrodka kultury. Później nosiliśmy na scene Władkową elektrownię. Ech…. Stare dzieje…

El – Tak od tamtego czasu upłynęło już kilka lat. Czy wspominasz coś z tamtego zlotu?

mRqS – To był mój pierwszy i jak na razie jedyny ZEF. Wybieram się na tegoroczny „na zwiady”. W późniejszych latach praca zawodowa skutecznie ograniczała moje wyjazdy. Z tamtego ZEFu pamiętam np jak słuchaliśmy w pokoju kawałków z mojego walkmana z dorobioną tubą wzmacniającą do słuchawek :-))) Koncert Władka był niezłym odjazdem, no i nasz kwidzyniak: Daniel Bloom. Tam też poznałem chłopaków z Remote Spaces 🙂 No i nasze zabawy sprzętem Yamahy na pokazie.

El – Ja za to pamiętam, że tam po raz pierwszy z przenośnego magnetofonu słuchałem Twoich utworów…

mRqS – W hallu ośrodka kultury, który był przerobiony na bazar 🙂 magnetofon należał chyba do Jacka Dąbkowskiego z Tangramu.

El – Co ciekawego działo się się u ciebie od tamtego czasu?

mRqS – oj to całe wieki upłynęły od tamtej pory. Przede wszystkim moje „studio” rozrosło się mocno.
Poza tym pracuję dalej w tej samej firmie. Zmieniły się trochę moje poglądy na świat. Znienawidziłem polityków i politykę. Usilnie pracowałem nad nową muzyką. Wtedy jeszcze nie dysponowałem zbyt dobrym sprzętem. Wielu rzeczy nie byłem w stanie zrobić. Przez prawie rok współpracowałem z naszym lokalnym bardem, któremu pisałem muzykę pod teksty. Później okazało się, że w loterii wizowej wylosował „Zieloną Kartę”. Wyjechał na zawsze do USA. Teraz jeździ po tym wielkim kraju i koncertuje dla polonii i nie tylko. Ja zostałem tutaj. Ostatnio dowiedziałem się, że wydaje 4 płytę. No cóż….. tam można . W międzyczasie grałem parę koncertów. W zeszłym roku była szansa na mój koncert w … Manchesterze, jednak z przyczyn ode mnie niezależnych sprawa upadła. Oprócz tego pojawiłem się wraz z Kayanisem i kilkoma innymi muzykami w TV4 w programie Strefa P przy okazji realizacji „El-Projektu”. Poza tym w styczniu wziąłem udział w konkursie ogłoszonym przez Jean Michel Jarre’a na remix utworu 'Hey Gagarin’ z płyty 'Metamorphoses’. Właśnie czekam na ogłoszenie wyników. Remix można ściągnąć z mojej strony: http://www.miragestudio.maxi.pl

El – Jak Cię znam twoje studio ciągle ulega przebudowie?

mRqS – Do Ensoniq’a KS-32 (jaka fajna nazwa: KS) i Korga Poly-61 dołączyła Yamaha CS1x i mixer też Yamahy. W tym okresie zaczęła powstawać Ankaria. Rok temu Ensoniq zmienił właściciela a ja na jego miejsce kupiłem Korga Trinity Plus. Rewelacyjna maszyna. Wart jest swojej ceny a nawet więcej. Przy okazji muszę wspomnieć o katastrofalnej sytuacji polskiego rynku instrumentów, a szczególnie o paskudnym podejściu „generalnych dystrybutorów”. Do Korga nie miałem instrukcji w żadnym zjadliwym języku jedynie po niemiecku. Zwróciłem się do firmy MPG z pytaniem o polską lub angielską wersję. W odpowiedzi usłyszałem, że nie ma problemu ale, że nie kupowałem instrumentu u nich więc instrukcja by kosztowała: ….. 10% ceny instrumentu czyli wtedy ok. 900zł za 3 książeczki. Paranoja. Miesiąc później w internecie znalazłem wersję elektroniczną. Wracając do instrumentarium: w sierpniu ubiegłego roku dokupiłem Rolanda JX-305 a w grudniu Rolanda JP-8000. Obok Trinity jest on moim najbardziej inspirującym klawiszem. Rewelacja. Którejkolwiek gałki czy suwaka nie ruszysz – słyszysz dźwięki z Oxygene, Equinoxe, Pergamon, Logos … tu znowu była podobna historia z instrukcją. Tym razem dystrybutor Rolanda zarządał 200zł. Jednakże wspomogli mnie: kumpel z Anglii wersją angielską a Daniel Bloom wersją polską. Do midi używam programu Emagic Logic Audio (Jarre nagrywał na nim Oxygene 7-13) a do zgrań audio i finalnego mixu: Digidesign ProTools. To wszystko na komputerze P III 733MHz i 256M RAM. Marzy mi się jeszcze sampler i magnetofon DAT. Może kiedyś…. 🙂

El – W 1998 roku zarejestrowałeś album Ankaria. Czy mógłyś jakoś scharakteryzować muzykę na nim zawartą dla osób, które go jeszcze nie słyszały?

mRqS – to właściwie przekrój mojej twórczości z lat 1996-1998. Napewno jest to muzyka elektroniczna, chociaż jak powiedział Jean Michel Jarre: „… to nie muzyka jest elektroniczna lecz instrumenty…”. Dobrałem utwory charakteryzujące się pokojem, tolerancją, miłościa. Stąd może tytuł nawiązujący do mitycznej Arkadii. Nie ma tam wojen, rasizmu, nienawiści, religii. Wiem, że nie odpowiada to współczesnej wizji świata wielu osób (w tym tych najwyżej siedzących). Ale to jest mój świat i nikt mi go nie odbierze a muzyka jest zaproszeniem i jednocześnie biletem do mojego świata dla każdego kto zechce się tam wybrać.

El – Ta muzyka jest bardzo przebojowa. Tak przebojowa jak utwory Twojego Mistrza…

mRqS – w tamtym okresie muzyka J.M.Jarre’a miała na mnie największy wpływ. Zresztą tak jest do dzisiaj. Musiało to znaleźć gdzieś ujście. W marzeniach grałem koncerty razem z J.M.J. w praktyce sprowadzało się to do tego, że włączałem płyte koncertową i grałem solówki jednocześnie z Mistrzem. 🙂 Na początku robiłem to na ….. małych elektronicznych organkach „Elwirka”. Taka 2 oktawowa zabawka produkcji Elwro 🙂 . Jedyne kółko do kręcenia to była regulacja głośności 🙂 Wtedy także duży wpływ na mnie miała muzyka Deep Forest i Enigmy. Wystarczy posłuchać utworu „Gregoriana” z Ankarii. Nowo powstający materiał jest bardziej kosmiczny niż Ankaria. Moze mniej Jarre’owski, bardziej mój. Jest to mój ukłon w stronę Plejad. (kto czytał o Billym Maierze lub interesuje się ufologią ten wie o co chodzi). Pojawiają się tam też echa Tybetu czy Afryki.

El – Wiem że, w ubiegłym roku brałeś udział w radiowym plebiscycie nagrań elektronicznych TOP TLEN…

mRqS – szczerze mówiąc nie spodziewałem się tak pozytywnego odbioru. Trzy moje utwory weszły do finału. Niektóre z nich na równi z profesjonalistami jak W.Komendarek czy S.Borner. Jeden z utworów okupował miejsce razem z Polarisem 🙂 Uważam to za duży sukces.

El – Więc w tej sytuacji można się spodziewać Twojego koncertu na festiwalu KOMP?

mRqS – W tym roku niestety, nie. Są 2 przyczyny:
pierwsza to brak wystarczającej ilości nowego materiału (nie chcę się powtarzać)
a druga to nie chcę aby ktoś mówił, że festiwal jest organizowany pode mnie.

El – A tak przy okazji jak już padła z moich ust ta enigmatyczna nazwa, to czy przypadkiem nie wiesz co to za impreza?

mRqS – ;-)))) spodziewałem się tego pytania 😉
K.O.M.P. to Kwidzyńskie Obserwatorium Muzycznych Poszukiwań czyli Ogólnopolski Festiwal Muzyki Elektronicznej i wszelkich gatunków pokrewnych. W tym roku odbędzie sie poraz drugi. Wystąpi wielu znanych i nieznanych wykonawców z Polski i Zagraniczności ;-)))

El – A kto ją organizuje?

mRqS – no tak…. ;-)))
przyznaję się bez bicia, że ja.
Pomagają mi w tym dzielnie moi niezawodni przyjaciele w składzie:
– dyrektor Kwidzyńskiego Centrum Kultury mgr Eligiusz Gełdon
– Kayanis
– Jakub Żmuda
– Igor 'IGHooR’ Łęgowski

El – Więc mogę się czuć zaproszony na KOMP 2001 i mogę zaprosić wszystkich przyjaciół muzyki elektronicznej którzy tylko zechcą przyjechać?

mRqS – Jak najbardziej. Przyjeżdżajcie wszyscy, którzy macie ochotę! Impreza jest za friko. Może to w dzisiejszych czasach dziwne, ale naprawdę nie zależy nam na kasie.

El – Jakich atrakcji można się jeszcze spodziewać?

mRqS – przede wszystkim gwiazda festiwalu: zespół Wave World z Holandii. Grają wspaniałą muzykę, w której słychac i BS i trance i ambient. Do tego jeszcze film animowany ich produkcji całkowicie zrobiony na stacjach graficznych Silicon Graphics. Będzie on wyświetlany na siedmiometrowym ekranie podczas ich koncertu. Jest to pierwszy owoc naszej współpracy z holenderskim festiwalem Alpha Centauri. Oprócz nich wystąpią:
– Daniel Bloom
– Neuron Gates
– Medusa
– Artur Lasoń
– laureaci Top-TLENu
– laureat ogłoszonego przez nas KOMPursu
na koniec przygotowaliśmy pokaz „Tanczące Fontanny” oraz dyskotekę elektroniczną, którą poprowadzi jeden z najlepszych polskich DJ’ów:
DJ Geeza z Malborka – spec od „kręcenia vinylami”.
Poza tym będzie stoisko z płytami i plakatami. Więcej informacji i fragmenty muzyki znajdują się na oficjalnej stronie festiwalu: http://komp.kwidzyn.top.pl

El – Co skłoniło Cię do organizacji takiego wydarzenia?

mRqS – od zawsze jednym z moich marzeń była organizacja takiej imprezy dla wszystkich. Marzy mi się zaproszenie Jean Michel Jarre’a. Kto wie? Nie jest to niemożliwe. Moi przyjaciele także chcieli coś takiego zrobić. Ostatecznie wrota do realizacji pomysłu otworzyła zmiana dyrekcji centrum kultury. Poprzedniemu dyrektorowi zależało tylko na „promocji własnej” więc niewiele mogłem sam zdziałać. Teraz jest wprost przeciwnie. Czasami wydaje mi się, że nowy dyrektor jest bardziej „nakręcony” na ten festiwal niż my 🙂

El – A co po festiwalu jakie masz plany i marzenia na przyszłość.

mRqS – W tym roku chcieliśmy zaprosić Klausa Schulze. Prowadziliśmy już nawet rozmowy z jego managerem, ale facet okazał się bardzo nie w porządku i zaczął nam rzucać kłody pod nogi. Na końcu stwierdził (jak mu zabrakło argumentów) że: „… na otwartym terenie to możemy zagrać w słonecznej Kaliforni a nie w takim village w Europie pólnocnej…”. Jednym słowem kazał nam się wypchać. Wtedy postanowiliśmy zaprosić na następny festiwal kogoś innego z Wielkich : J.M.Jarre’a, Mike Oldfielda itd. Zobaczymy … Oprócz tego chciałbym doprowadzić do wydania mojej „Cosmic Consciousness” w wersji „tłoczonej” a nie jako CDR (jak Ankaria). Oprócz tego grać, grać, grać, pomagać innym, rozbudować studio i ……. zagrać z J.M.Jarre 🙂 A z innych niemuzycznych planów to chciałbym pojechać do Grecji i Egiptu.

El – Życzę rychłej realizacji. A ze swojej strony już się cieszę na myśl o spotkaniu w Kwidzynie.

mRqS – Dzięki 🙂
Ja również się cieszę.
Korzystając z okacji chciałbym pozdrowić (zawsze chciałem to zrobić , hi,hi):
– pana Kazia
– panią babcię sąsiadkę
– i kotka cioci Zosi ;-)))))))))))))))))))))))))))))))))))))))

El – Pozdrawiam i dziękuję za wywiad.

Copyright el_vis (kwiecień 2001 r.)

Kompilacja 'TSOM – The Sounds of Moo’


01. Nature – Tomek Zawadziński 9:24
02. Poza mur berliński – Polaris 11:48
03. Vintageage – 3N 9:47
04. Sen Paranoika – Bookovsky 10:36
05. Vortex – Adam 'Certamen’ Bownik 10:16
06. Kosmolot – Reamote Spaces 10:41
07. phasis – el_vis 9:10

TSOM – The Sounds of Moo – The Young Polish Real Electronic Music – kompilacja nagrań 6 twórców i 1 zespołu. Pomysłodawcą projektu jest Lord Rayden. Recenzja Lorda Raydena strona: TSOM

Total time: 1:11:47

Copyright 3N, Bookovsky, Certamen, el_vis, Polaris, Remote Spaces, Zawadziński; 3Nutki 2001. Wszelkie prawa zastrzeżone.

EMPI


„…jakie by nie były te nowe instrumenty i tak najważniejszy zawsze będzie człowiek.”

(Elmania) – Marek czy mógłbyś powiedzieć coś o sobie?

(EMPI) Mieszkam w Kielcach. Z zawodu i zamiłowania jestem informatykiem.
Muzyka zaś jest moim największym hobby i daje mi mnóstwo radości.
Poza tym interesuję się sportem, literaturą SF i polityką. To tak
w skrócie, po więcej szczegółów zapraszam na moją nowo zrobioną stronę :
http://www.empi.z.pl

– Kiedy rozpocząłeś komponować i czy uczyłeś się muzyki?

Nie mam żadnego wykształcenia muzycznego, a to np. jak się łapie akordy
dowiedziałem się z instrukcji obsługi do moich pierwszych klawiszy 🙂
Na szczęście mam niezły słuch i moje granie polegało zawsze na sprzężeniu
zwrotnym : naciskałem takie klawisze, żebym nie słyszał fałszów i żeby
mi się podobało to co słyszę 😉 Na „ucho” też uczyłem się grać różne znane
kawałki innych wykonawców. Za to mój głos absolutnie nie nadaje
się do śpiewu i bardzo nad tym boleję. Komponuję od kiedy mam na
czym grać, czyli od zakupu pierwszego komputera Commodore C64.
Było to w czasach, kiedy królowały ośmiobitowce i C64 był wtedy
„the best”. Potem robiłem muzykę na tracker’ach na Amidze, a później
już w sekwencerach midi z dołączonymi klawiszami.

– Jakbyś zakwalifikował muzykę, którą tworzysz?

To nie jest łatwe. Ponieważ nie śpiewam, więc jest to muzyka instrumentalna,
ponieważ używam klawiszy to wyglądało by, że to elektronika. Z tym,
że nie do końca, nie w 100%. Moje utwory często mają strukturę
podobną do piosenek, tj. można w nich rozróżnić tak jakby zwrotkę i refren.
Dodając do tego wyraźną sekcję rytmiczną i melodyjność rzekłbym,
że jest to pogranicze elektroniki i muzyki pop.

– Jak powstaje Twoja muzyka? Czy siadasz do instrumentu z gotowym pomysłem czy utwór rodzi się dopiero przy klawiaturze?

Zawsze jest tak samo. Włączam klawisze i coś sobie brzdąkam, improwizuję.
Często na tym się kończy, ale czasem pojawi się taki układ dźwięków lub
sekwencja akordów, że myślę sobie „stop! to jest niezłe !”. Rozwijam więc
temat i powstaje utworek. Zdarzało mi się czasem, że wpadłem na pomysł
np. idąc do pracy, ale zawsze go zapominałem zanim dotarłem do domu
i dosiadłem się do instrumentu.

– Dlaczego wybrałeś muzykę elektroniczną?

Zawsze mnie fascynowały brzmienia syntetyczne, wiązało się to trochę
tematycznie z zainteresowaniami literaturą SF, elektroniką użytkową, a później
komputerami. Oczywiście słuchałem takiej muzyki od wczesnej młodości.
A ponieważ jak już wspomniałem mój głos nie nadaje się do śpiewu
więc jakoś to wszystko razem złożyło się na taki właśnie wybór.
Generalnie gram taką muzykę, którą sam chętnie słucham, a jeśli przy okazji
spodoba się też innym, to jest mi bardzo miło.

– Wymień kilku swoich mistrzów muzycznych.

Hmm, może Cię zaskoczę ale nie mam swoich mistrzów. Mam za to całą
masę ulubionych wykonawców tak z el_muzyki jak i np. z pop, czy
new romantic, ale jakoś nigdy nie miałem potrzeby posiadania takiego
Mistrza, na którym chciałbym się wzorować. Może to wynikać z faktu,
że nigdy nie planowałem robienia kariery muzycznej, zawsze grałem
przede wszystkim dla własnej przyjemności. Dla wielu el_muzyków
takim mistrzem jest np. Jean Michel Jarre. Chyba jak by nie patrzeć
jest najpopularniejszym wykonawcą muzyki elektronicznej.

– Jak sądzisz co sprawiło, że odniósł tak wielki sukces komercyjny?

Na jego wielki sukces komercyjny wpłynęło parę czynników.
Trafił na okres, w którym ludzie zachwycali się nowoczesną techniką.
Skomponował utwory, które były przyjemne w odbiorze i przebojowe.
Dodał do tego niespotykane wcześniej spektakle audiowizualne.
To spowodowało, że słyszał o nim prawie każdy.

– Czy pogoń za coraz bardziej zaawansowanymi technologicznie instrumentami ma pozytywny wpływ na rozwój muzyki?

Nie wiem, czy można to rozpatrywać w kategorii pozytywny bądź negatywny.
Na pewno ma duży wpływ na rozwój muzyki, chociażby przez to, że
w dzisiejszych czasach dzięki zaawansowanej technologii tak wiele
ludzi ma dostęp i możliwość tworzenia muzyki po prostu w domu. Nie
trzeba np. budować kosztownego studia. Zresztą instrumenty od zawsze
się zmieniały. Kiedyś grano na harfie, lutni, lirze, potem na klawesynie itp.
Niektóre instrumenty były wypierane przez nowe. Dzisiaj tylko wydaje się
ze np. skrzypce, fortepian, gitara są instrumentami ponadczasowymi i mimo
wprowadzenia całej gamy nowych urządzeń (mam tu na myśli właśnie
coraz bardziej zaawansowane syntezatory) wygląda na to, że nic nie zmieni
silnej pozycji instrumentów mechanicznych. Jeśli chodzi o kwestie brzmień
to jednak postęp jakościowy jest niekwestionowany, z tym, że jakie by
nie były te nowe instrumenty i tak najważniejszy zawsze będzie człowiek.

– Jakie jest Twoje obecne instrumentarium i o jakim sprzęcie marzysz?

Ech skromniutkie, mam od siedmiu lat keyboard Yamaha PSR510 i kartę
do PC’ta Roland SCC1 (moduł brzmieniowy + MIDI).
Moje marzenia oscylują wokół Kurtzweila K2600 albo Korga Tritona
(chociaż mogły by też być oba na raz 🙂 ), ale jak na razie mam inne
priorytety wydatków. Najbardziej mi doskwiera brak jakiś odlotowych
brzmień syntetycznych, te z mojej Yamahy już chyba całkiem wyeksploatowałem.

– Jak wiem korzystasz także z komputera. Czy wyobrażasz sobie pracę w studiu bez komputera?

Wyobrazić sobie mogę, przecież jakiś czas temu spokojnie sobie radzono
bez komputera. Ale skoro dziś można pracować szybciej, łatwiej i dokładniej
to czemu z tego nie korzystać, wszystko zmierza do totalnej komputeryzacji.
Przecież syntezatory programowe za chwilę będą na porządku dziennym.
Jeszcze tylko potrzebny przetwornik fal mózgowych podłączany do komputera
i wyrzucimy te wszystkie pudełka gałkami, przyciskami, białymi i czarnymi
klawiszami na śmietnik 😉

– Jak wiem to do chwili obecnej wydałeś jedną solową płytę: „The Worst Of EMPI”. Nad czym pracujesz obecnie?

Płyta, o której wspominałeś obejmuje okres 'yamahowy’ mojej twórczości, czyli
lata 1993-1997. Z jednym małym wyjątkiem. Utwór „Indians Spirit” pochodzi
z okresu przedyamahowego, kiedy używałem brzmień z karty Rolanda.
Tak na poważnie to ona została wydana dopiero w połowie sierpnia 2000 roku i jest trochę „podrasowana” w stosunku do wersji, z której utwory można znaleźć np. na Wolnej Strefie (mp3.pl). Jak wiem, jej recenzję napisaną przez Bookovsky’ego można przeczytać gdzieś tu na Twojej stronie 🙂

Obecnie jestem bez reszty pochłonięty pracą nad El-Projektem. Jestem
jego pomysłodawcą i koordynatorem. Udało mi się zebrać jeszcze sześciu
muzyków do realizacji dwupłytowego albumu. Na jednym krążku będą covery
Wielkich Mistrzów el_muzyki (Jarre, Vangelis, Kitaro, Oldfield,…)
a na drugim nasze własne kompozycje. Album nasz ma profesjonalnie wydać
serwis Wirtualna Polska (www.wp.pl). Pisano już o nas w Estradzie i Studio (11/2000), wystąpiliśmy w telewizji TV4 w programie muzycznym Strefa P, a pod koniec roku pojawi się miesięcznik Gry Komputerowe (01/2001) z płytą
DVD, na której będzie sporo informacji o nas (teksty, zdjęcia, mp3). Zapraszam też na naszą stronę : http://www.el-projekt.wp.pl

– A jakie masz plany na najbliższy czas?

Jak się skończy zamieszanie z El-Projektem to chciałbym dokończyć materiał
na drugą płytę, która będzie rozwinięciem stylu z „The Worst of EMPI”.
Mam tez baaardzo nietypowy pomysł na płytę, taką już stricte elektroniczną
z … hmmm… jajcarskim zabarwieniem 🙂 Myślę też o zaprezentowaniu
innych moich utworów z epoki 'przedyamahowej’ , tak że mam co robić
przez najbliższe lata …. ech żebym tylko miał na tyle wolnego czasu. Może
i na tę okazję będę mógł sobie pozwolić na trochę „świeżej krwi” czyli
zakup jakiegoś nowego instrumentu.

– Dzięki za rozmowę.

Dziękuję również i pozdrawiam!

Copyright el_vis (grudzień 2000 r.)

23am – Robert Miles


23am – Robert Miles

Spis utworów:
1. Introducing 3’25”
2. A New Flower 5’58”
3. Everyday Life 10’30”
4. Freedom 5’51”
5. Textures 3’14”
6. Enjoy 5’55”
7. Flying Away 4’59”
8. Heatwave 5’56”
9. Maresias 5’48”
10. Full Moon 6’59”
11. Leaving Behind… 2’21”

23am – coś z tym czasem jest nie tak. U mnie właśnie minęła północ. Dobra pora by posłuchać muzyki, więc sięgam po album R. Milesa – 23am. Znam go już od pewnego czasu bo został wydany 23 listopada 1997 r. Większość konsumentów muzyki kojarzy Milesa ze stylem dream dance. Ta muzyka jest na szczęście nieco inna, właściwie dream a nie dance. Utwory nie tak znane jak Children czy Fable ale za to nie zdominowane przez rytm. Są po prostu inne od wydanych na Dreamland. Niektórzy mogli by zapytać, czy to na pewno ten sam Robert Miles. Chyba tak. Robert Miles: prawdziwe nazwisko – Robert Concina, data urodzenia / miejsce : 3 listopada 1969 / Neuchatel Szwajcaria.
Zagadkowy tytuł 23am, powstał dzięki dziwnemu błędowi telefonicznej zegarynki, która pomieszała funkcje zegara 12 godzinnego z 24 godzinnym, dało to Milesowi do myślenia o paradoksach dotyczących pojęcia czasu. Dziwne są powody, dla których człowiek sobie zasem pomyśli.
Album zamyka w sobie cykl istnienia, od narodzin, przez dzieciństwo, dojrzałość i śmierć. 23am zaczyna się utworem Introducing powolną partią smyczkową, później jest coś jakby burza, wszystko pływa i przelewa się. W drugim utworze A New Flower słychać pokrzykujące i gaworzące dziecko, pozytywkę, zaś barwy muzycznie charakterystyczne dla wcześniejszych dokonań autora, ale delikatniejsze i stonowane. Everyday Life rozpoczyna się powolnym intrem – dźwiękowo zbliżonym do poprzedniego kawałka. Słychać gdzieniegdzie trochę śpiewu oraz jakieś obce głosy, efekt jadącego pociągu aż w pewnym momencie następuje przyspieszenie, ujawnia się rytm i śpiewa Nancy Danino. Znów wyciszenie, zanik rytmu, odgłosy mew po czym rytm i śpiew wracają do normy aż do końcowego wyciszenia z kosmicznymi bulgotami i mrocznym nastrojem. Duża różnorodność tak jak w życiu. Początek Freedom jest rozmarzony, później ujawnia się rytm i śpiewa Kathy Sledge. Ta piosenka była napisana przez Milesa dla Madonny. Jednak nie nagrała jej, więc zdecydował się włączać ją do własnego albumu. Chyba tylko ten utwór z całego albumu był szerzej znany. I znów spokojny początek, odzywa się sekcja smyczkowa, jakieś elektryczne piano, perkusja, sekcja dęta parę zmian nastroju, głosy, ot i cały Textures. Enjoy od razu zaczyna się żywiołowo, nieco szybsze tempo, ale te same barwy, odzywa się syntetyczny bas i śpiew Kathy Sledge. Zwiewny i delikatny początek Flying Away przekształca się w rozmarzony instrumental, do poprzednio wymienianych instrumentów dołącza jeszcze saksofon, trochę skrzeczenia, bulgotania i pomruków, perkusja pojawia się tylko w niektórych momentach dla podkreślenia nastroju. Początek Heatwave to przestrzeń, nie jakaś tam mroczna ale taka zwyczajna trochę zamglona i mokra, bardzo spokojny rytm, tylko trochę basu i gitary, w końcu akcję ożywia sekcja dęta i solo na gitarze elektrycznej.
W Maresias elektryczne piano, smyczki i delikatny syntetyczny bas, odrobinę perkusji, główną zaś rolę odgrywa saksofon. Powolny przestrzenny początek Full Moon może tylko zmylić. Zaczyna smutny wokal Nancy Danino a później jest wyostrzenie rytmu i zaciemnienie krajobrazu agresywnym syntetycznym leadem. Muzyka na płycie jest przepojona różnymi dziwnymi obcymi głosami. W tym utworze jest pewna ciekawostka związana właśnie z głosami, w momencie gdy wskaźnik pokazuje 5’40” od początku utworu, słychać głos brzmiący dość swojsko. W naszym ojczystym coś jakby: „…według szacunków przekroczona wysokość sześć i pół metra…”. Ciekawe z jakiego banku próbek pochodzi ten dźwięk i czy autor wybrał polskie słowa świadomie. Sądzę że wybór był raczej przypadkowy bo po tym następuje jeszcze cały zbiór takich różnych głosów w innych dziwnych językach. Album kończy się utworem Leaving Behind bardzo mglistym, bez rytmu, przez chwilę słychać bicie serca. Utwór jest nawiązaniem do śmierci.

Jako, że 23am jest opowiastką o życiu, nie ma przerw między utworami bo życie nigdy się nie zatrzymuje. Jest na nim 61 minut muzyki, miejscami trochę zamyślonej ale zważywszy na porę naprawdę dość smakowitej.

Na płycie oprócz wyczynów Roberta Milesa można także usłyszeć: Kathy Sledge (z Sister Sledge) w utworach Freedom i Enjoy oraz Nancy Danino w Everyday Life i Full Moon.

Copyright el_vis.

Adam Certamen Bownik


„Syntezatory.. jak żadne inne instrumenty potrafią dźwiękowo zilustrować to co, żywe i naturalne – biosferę, etap ewolucji wszechświata.”

El.: Czy możesz powiedzieć coś o sobie?
A.B.: Nazywam się Adam Bownik, urodziłem się 18.10.1972 r. w Lublinie. Pracuję w Katedrze Fizjologii i Toksykologii Środowiska w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim jako asystent.

El.: Skąd się wzięły Twoje fascynacje ME? (Twoi mistrzowie)
A.B.: Trans-X, był pierszym zespołem wykorzystującym syntezatory, którego muzyka mnie bardzo pociągała. Bardzo znanym utwórem tego duetu był „Living on video”. Grali bardzo tanecznie, nie była to typowa muzyka elektroniczna. Często zwracałem uwagę na muzykę stanowiącą tło oglądając telewizyjne programy popularno-naukowe (m in. Kwant) i sportowe. Bardzo podobały mi się brzmienia i zacząłem wszystkich wypytywać, kto może być kompozytorem tych nagrań, gdzie można zdobyć taką muzykę na kasetach czy płytach. Okazało się że twórcą muzyki pojawiającej się w programie Kwant był Jean M. Jarre. Od niego wszyscy chyba zaczynają przygodę z elektronicznymi dźwiękami. W latach 80-tych bardzo popularnym cyklem w telewizji były „Przeboje dwójki”, Pojawiał się tam teledysk „Ucieczka z tropiku” Marka Bilińskiego, który powalił mnie zupełnie. Tematyka Science – Fiction i muzyka elektroniczna w jednym. To było to !!!! Później płyta „Universal Avenue” zespołu Double Fantasy (analogowa – kupiłem ją w sklepie za śmieszne pieniądze) ugruntowała moje zainteresowania muzyczne. Z muzyką mistrzów – Tangerine Dream zetknąłem się trochę później. Pierwszą płytą tego zespołu jaką usłyszałem była „Underwater Sunlight”. Później poznałem ich wcześniejsze płyty m. in. jedną z najciekawszych „Poland”. Nie jestem pewien, ale chyba oglądałem transmisję koncertu w telewizji polskiej…. Wtedy te dźwięki były dla mie za trudne. Będąc zafascynowany Jarrem brakowało mi łatwo wpadających w ucho motywów. Jednak coś było w tej muzyce, co przykuwało świadomość i podświadomość.
Obecnie Tangerine Dream pozostaje i chyba pozostanie na zawsze moim „muzycznym guru” ponieważ nikt nie dokonał tyle elektronicznej muzyce co oni. Wiele nowoczesnych stylów muzycznych musiałoby długo czekać na swoich prekursorów, gdyby nie Tangerine Dream (m. in. ambient, trance, new age)
Bardzo istotną postacią jest dla mnie także Vangelis. Dzięki niemu poznałem, że muzyka elektroniczna może być bardzo romantyczna a niekiedy przerażająca („Blade Runner”, El Greco ). Muzykę Klausa Schulze usłyszałem dość wsześnie i od razu jego twórczość spodobała mi się mimo, że ogólnie rzecz biorąc jest trudniejsza w odbiorze niż Tangerine Dream. Być może dlatego, że słuchałem płyty Inter*face z utworem „On the Edge” łatwym do słuchania dla laików. Wysoko cenię sobie także twórczość Toma Habesa, Peta Namlooka, Lightwave, Sanjivy, Komendarka, Kucza,
Mówiąc o mistrzach muzyki w ogóle, nie mogę nie wymienić – Johana Sebastiana Bacha, u którego mistrzostwo polifonii mnie zachwyca („Msza h-moll”, „Magnificat”, „Koncerty skrzypcowe”) oraz z okresu neoklasycyzmu Igora Strawińskiego („Święto Wiosny”, „Ognisty Ptak”) i Sergiusza Prokofiewa („Koncerty Fortepianowe”).

El.: Jakie są Twoje dotychczasowe doświadczenia muzyczne?
A.B.: Biorąc pod uwagę to co sam chciałem tworzyć, możliwości finansowe nie umożliwiały mi zakupu drogiego sprzętu, dlatego nie zajmowałem się od razu muzyką elektroniczną. Wraz z kolegami z osiedla założyliśmy zespół „Certamen”, który grał modny w tamtych czasach death metal. Lubiłem perkusję, więc grałem na perkusji i byłem wokalistą. Daliśmy parę dobrych koncertów m. in. organizowany przez charytatywne stowarzyszenie EMPATIA w Centrum Kultury w Lublinie. Mimo, że były plany nagrania kasety demo, nie wszystkim chciało się grać tego typu muzykę i przerwaliśmy naszą działalność. Dawni członkowie zespołu grają w innych grupach, ja zaś chciałem zatrzymać chociaż nazwę i stąd mój pseudonim „Certamen”. Inspirowaliśmy się dokonaniami takich zespołów jak Death (porywające solówki Chucka Schuldinera), Cynic, Nocturnus (wykorzystujący m.in. instrumenty elektroniczne).

El.: A jak zaczynałeś z własną muzyką elektroniczną?
A.B.: Zakup komputera PC i karty muzycznej Sound Blaster AWE 32 umożliwił mi realizację marzeń. Na tym sprzęcie powstawały pierwsze utwory. GM to brzmienia może nie zachwycające ale byłem w siódmym niebie kiedy usłyszałem fortepian, smyczki i do tego jeszcze samplerek…

El.: Jak wygląda Twoje obecne studio?
A.B.: Obecnie nie posiadam już AWE 32 ale Sound Blaster Live! Box. Znakomita sekcja efektów, duża pamięć samplera, dość dobre parametry elektryczne sprawiają, że ograniczeniem przy tego typu sprzęcie są jedynie moce wyobraźni twórcy. Wykorzystuję także syntezatory: Yamaha CS1x, analogowy Roland Alpha Juno-1, i ostatnio nabyty moduł ze znakomitymi brzmieniami Roland JV-1010. Sygnały miksuję na mikserze Behringer MX602A. Poza tym wykorzystuję szereg programów komputerowych.

El.: Czy Twoją muzykę już gdzieś prezentowano? (media)
A.B.: Tak. Dwa moje utwory zostały przedstawione w audycji „Reakcja techniczna” prowadzonej na antenie lubelskiego RADIA CENTRUM przez DJ BOOMBELLA, poza tym fragment utworu „Sonabilis” pojawił się na krążku dołączonym do majowego numeru ESTRADY i STUDIA (5/2000). Dodam jeszcze, że w piętnastym numerze TECHNO PARTY była opublikowana recenzja dwóch moich utworów.

El.: Co uważasz za swój artystyczny sukces i co chciałbyś osiągnąć?
A.B.: Tych sukcesów nie ma za wiele. Każdy ukończony utwór jest dla mnie małym sukcesem. Cieszę się także z tego, że są ludzie, którzy docenili moją muzykę. Daje mi to na razie najwięcej zadowolenia. Moim marzeniem jest zagrać na wspólnym koncercie z Tangerine Dream…. cha, cha, cha…….

El.: Czy muzyka elektroniczna jest zgodna z naturą?
A.B.: Nietrudno zauważyć w muzyce elektronicznej pewien paradoks. Syntezatory generują syntetyczne (niektórzy mówią nawet, że sztuczne) dźwięki, które jak żadne inne instrumenty potrafią dźwiękowo zilustrować to co, żywe i naturalne – biosferę, etap ewolucji wszechświata.

El.: Dziękuję za rozmowę.

Copyright el_vis (sierpień 2000 r.)

Polaris


15″…Muzyka elektroniczna ewoluuje powiedzmy od 30 lat, jest najaktywniej rozwijającą się dziedziną muzyki. Jeszcze 15-20 lat temu nikt nie słyszał np. o techno, nikt nie był w stanie przewidzieć, jaki naprawdę wpływ wywrze muzyka np. Kraftwerk i Klausa Schulze…”

MMEE: Jak do tego doszło, że zafascynowała Cię muzyka elektroniczna?

POLARIS: Jako dzieciak uwielbiałem oglądać pogram SONDA w TVP, a tam elektroniki w tle było sporo (nie znałem wtedy jednak wykonawców). Potem był oczywiście Marek Biliński i teledysk 'Ucieczka z tropiku’, potem Jarre (do dziś zasłuchuję w Oxygene). Pamiętam taki program '5-10-15′ w którym to Marek Biliński prezentował swoje instrumentarium, zdradził też sporo sekretów swojej kuchni kompozytorskiej rozbierając na czynniki pierwsze utwór 'Dom w dolinie mgieł’. Zafascynowało mnie wtedy to, że jeden człowiek robi za orkiestrę. Kiedy kilka lat później dostałem od rodziców swój pierwszy komputer (8-bitowe Atari, łza się w oku kręci…..) oczywiście nie omieszkałem sprawdzić swych sił w komponowaniu muzyki na tym sprzęcie. Na pewno nie jeden z moich rówieśników pamięta taki program Chaos Music Composer….. Oczywiście nie dawał on aż takich możliwości, jak współczesne oprogramowanie (i sprzęt!).

MMEE: Twoi pierwsi wielcy kompozytorzy?

POLARIS:Jak wspomniałem – pierwszy był Biliński i Jarre, choć słuchało się też Koto i Laserdance :-).
Obecnie 'moimi wielkimi’ są Tangerine Dream z lat 1974-1984, Neuronium, Ashra. Lubię też muzykę określaną jako ambient (choć np. z Brianem Eno nie zawsze ma to wiele wspólnego) – między innymi Biosphere, Namlook, H.I.A, także Future Sound Of London. Moimi 'wielkimi’ są też polscy el-muzycy: Konrad Kucz,Tomasz Kubiak, Sui Generis (Rafał Szaban), Daniel Bloom, nie istniejące niestety duo Key Follow.

MMEE: Czym „szkoła berlińska” zasłużyła na szczególne względy?

POLARIS: Tu trzeba by się zastanowić, co to dokładnie jest „szkoła berlińska” – bo np. inaczej gra Tomasz Kubiak, a inaczej Daniel Bloom, choć muzykę obu tych wykonawców można określić jako 'szkoła berlińska’. Myślę, że to co tak naprawdę w niej przyciąga to swego rodzaju spontaniczność tej muzyki, specyficzna rytmika, budowanie nastroju. Duża też jest zasługa grupy Tangerine Dream, z którą pierwsze poważniejsze zetknięcie zakończyło się natychmiastowym zauroczeniem. Może z tym się trzeba urodzić…..

MMEE: Czego słuchasz najczęściej?

POLARIS: Muzyki elektronicznej rzecz jasna. Ostatnio dość często wpada w moje ręce ciekawa, nieznana mi do tej pory muzyka, m.in. odkryłem francuskie duo AIR. Trudno mi określić ich styl, jest to muzyka dość oryginalna, w większości grana na instrumentach elektronicznych, często pojawiają się w niej jakieś wokale (szczególnie vocoderowe), dominuje nastrój melancholii.
Oczywiście nie uciekam od muzyki 'nie-elektronicznej’ ale nie traktuję jej z taką samą pasją jak muzykę 'na prąd i tranzystory’ :-).

MMEE: Od kiedy komponujesz, jak wyglądały Twoje twórcze początki?

POLARIS: Jak już wspominałem – zaczynałem od komputera Atari i prostych programów. Wszystkiego uczyłem się sam, nie kończyłem ani żadnego kursu gry na instrumentach klawiszowych, ani żadnej szkoły muzycznej. Zacząłem interesować się instrumentami elektronicznymi i marzyć o posiadaniu takowych.
Parę lat temu nastąpił ten 'pierwszy kontakt’ – miałem u znajomego do swojej dyspozycji Korga Polysix’a, Poly800, Rolanda alpha-Juno 2. Zaczęło się od zabawy z brzmieniami, grania znanych tematów Tangerine Dream, prób tworzenia własnych kompozycji.

MMEE: Jak wygląda Twoje studio?

POLARIS: Bardzo skromnie, bo mieści się na biurku. Całe studio, moduły brzmieniowe, sekwencer stanowi PCet z rozbudowaną baterią programów. Używam emulatorów, tzw. 'wirtualnych analogów’, oraz programów do obróbki sampli. Własnego syntezatora „z krwi i kości” nie posiadam, ale od czasu do czasu pożyczam.

MMEE: W jaki sposób komponujesz obecnie?

POLARIS: Po prostu siadam i zaczynam 'rzeźbić w dźwięku’. Inspiruje mnie dźwięk sam w sobie – 90% brzmień tworze sam od podstaw. Nie ma w zasadzie żadnej reguły, co do sposobu komponowania. Jak ma się dobry dzień i nastrój – głowa pęka od pomysłów, innego dnia nie sposób skleić do siebie trzech nut. Nie staram się raczej przekazywać jakiś ukrytych treści w muzyce – nie jest to moim zamiarem, tzn. komponując nie myślę o niczym innym tylko o muzyce, którą w danej chwili tworzę, staram się być spontaniczny pomimo tego, iż mało improwizuję.

MMEE: O jakim sprzęcie marzysz?

POLARIS: Przede wszystkim o dobrej klawiaturze sterującej z mnóstwem kontrolerów, którymi mógłbym modyfikować dźwięk w czasie rzeczywistym, używając swoich programów. Marzy mi się także moduł brzmieniowy z barwami mellotronów. Mellotron stanowi wg mnie bardzo ważny element muzyki elektronicznej utrzymanej w klimatach 'szkoły berlińskiej’, a to za sprawą swojego niepowtarzalnego brzmienia, zwłaszcza fletu.

MMEE: Która z nowinek sprzętowych podoba Ci się najbardziej?

POLARIS: Zaskakuje mnie sam postęp w dziedzinie instrumentów elektronicznych, jaki dokonał się w ciągu kilku ostatnich lat.
Ostatnio jednak nie miałem zbytnio czasu interesować się nowinkami, trudno mi się tu wypowiedzieć.

MMEE: Czy odczuwasz związek między ogromnymi możliwościami obecnej technologii muzycznej a wartością artystyczną muzyki?

POLARIS: To zależy od artysty. Jeden obstawi się tysiącem najnowocześniejszych klawiatur, i nawet nie zada sobie odrobiny trudu, aby wniknąć w brzmienia, inny zrobi cudowną muzykę na dwóch nienajnowszych już syntezatorach. Z drugiej strony zależy to też od samego odbiorcy muzyki, jego wymagań estetycznych.

MMEE: A czy na artyzm dzieła ma wpływ formalne wykształcenie muzyczne kompozytora?

POLARIS: Wydaje mi się, że wykształcenie muzyczne ma wpływ na muzykę, którą ktoś tworzy, i wpływ ten jest tak pozytywny jak i negatywny. Myślę, że znajomość wielu zasad formalnych w muzyce może przyczynić się do jakiegoś ograniczenia, muzyka staje się wtedy zbyt przesiąknięta klasycznymi formami muzycznymi, traci swobodę. Z drugiej strony znajomość tych zasad jest niezbędna, znacznie łatwiej wówczas zrealizować pomysły, które siedzą gdzieś tam w głowie. Co zaś do 'papierów na robienie muzyki’ to myślę, iż skoro żyjemy w wolnym kraju, nikomu nie powinno się blokować możliwości komponowania muzyki, sprzedawania jej, wydawania, itp. Podobno były już tego typu pomysły, ale pomińmy lepiej ten temat…..

MMEE: Czy mając możliwość wpływu na współczesną muzykę elektroniczną byś coś zmienił?

POLARIS: Nie chcę niczego zmieniać. Muzyka elektroniczna ewoluuje powiedzmy od 30 lat, jest najaktywniej rozwijającą się dziedziną muzyki. Jeszcze 15-20 lat temu nikt nie słyszał np. o techno, nikt nie był w stanie przewidzieć, jaki naprawdę wpływ wywrze muzyka np. Kraftwerk i Klausa Schulze. Szkoda tylko, że większość nastoletniego pokolenia nie ma zielonego pojęcia, skąd wzięła się muzyka, przy której tak chętnie bawi się w klubach. Niepokojące może być jedynie coraz większe spłycanie muzyki opartej o elektronikę i sprowadzanie jej do prostego rytmu nadającego przez ok. 6 minut.

MMEE: Opowiedz o Swoich planach na przyszłość

POLARIS: Przede wszystkim planuję zakup dobrego instrumentu, niestety, z przyczyn finansowych nie będzie to jakiś ostatni krzyk mody. Wówczas nagram kolejną partię materiału i będę starał się występować gdzieś na żywo.

MMEE: Czekam z niecierpliwością, dziękuję za rozmowę.

POLARIS: Również dziękuję.

Copyright el_vis (sierpień 2000 r.)

BEEHUNTER – artysta wirtualny

BEEHUNTER – artysta wirtualny

Hehehe…. Tytuł brzmi bezsensownie, ale rzućcie okiem poniżej………
W 'Wyborczej’ pojawił się onegdaj artykuł na temat wydawania muzyki w internecie, tylko w postaci plików MP3. Oto fragmenty owego textu:
„Tajemniczy Beehunter z Warszawy na „Wolnej stronie” w internecie, gdzie pod adresem ww.mp3.pl istnieje polski internetowy Hyde Park, umieścił trzy całe albumy. Jego utwory ściągano już prawie 30 tysięcy razy!” … „Wystarczy wysłać utwory na „Wolną stronę”, a mogą ich wysłuchać zainteresowani nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie! A zainteresowanych nie brakuje, o czym przekonuje kariera tajemniczego Beehuntera z Warszawy.” … „Jego przebojowe utwory z trzech albumów i singla, utrzymane w stylu tradycyjnego, tanecznego i mocno elektronicznego rave’u, ściągnęło na swoje domowe komputery już prawie 30 tys. osób! Sam tylko utwór „Eclipse ’99” (porywający!) z albumu „Mix Or Die” ściągnęły dotychczas 7803 osoby. To czyni go najpopularniejszym artystą techno w kraju, chociaż oficjalnie nie wydał ani jednej płyty.”
No proszę. Co Wy na to? Myślę, że każdy wie, iż na sieci tkwią pliczki MP3, ale powyższa wiadomość jest chyba dość wstrząsająca…..
Ciekawi mnie, czy taka jest przyszłość muzyki. Wirtualne albumy. Cała sprawa zainteresowała mnie wielce, toteż postanowiłem przeprowadzić wywiad z owym tajemniczym Beehunterem. 🙂 Oto on……..
„Nieważne na czym się gra, ważne jak się gra. Jeżeli to co tworzycie sprawia Wam frajdę i jest to jedyna korzyść z grania – róbcie to dalej.”

BOOKOVSKY: Witam cię. 🙂 Co prawda 'Wyborczej’ nie czytuję, ale w WOLNEJ STREFIE był zacytowany cały artykuł, który dotyczył w dużej mierze również ciebie. 🙂 Jak wiem z niego – wydałeś w internecie już TRZY albumy. W sumie nie ma ich nawet w jakiejś fizycznej formie – wszystkie istnieją jedynie wirtualnie, hiehie. Każdy może je sobie ściągnąć z WOLNEJ STREFY. Co cię zmusiło do użycia tego sposobu wydawania swojej muzyki? Czy próbowałeś uprzednio kontaktować się z jakimiś wytwórniami muzycznymi?
BEEHUNTER: Tak na prawdę był to najłatwiejszy sposób na zaistnienie. Z internetem miałem styczność praktycznie od momentu jego pojawienia się w Polsce. Z mp3 zetknąłem się też bardzo wcześnie. Połączenie tych dwóch rzeczy (Internet+mp3) dawało niesamowite możliwości „dytrybucji” mojej muzyki. Postanowiłem więc z nich skorzystać. Nie kontaktowałem się z wytwórniami płytowymi. Na początku swojej „kariery” uważałem, że prezentuję zbyt niski poziom by ktokolwiek się mną zainteresował. Gdy uznałem, że warto już dzielić się swoimi dokonaniami próbowałem coś wypromować w radiu. Przez znajomych dostarczyłem swoją płytę do Trójki, do Piotra Klaff’a (chyba tak ma na imię, nie pamiętam teraz dokładnie). Puścił dwa utwory w swojej audycji, ale nic oprócz satysfakcji z tego nie miałem. Największy odzew był po artykule w Wyborczej. 🙂 Tak więc nie czuję się ZMUSZONY do publikowania w internecie. Myślę, że jest to świadomy wybór.

BOOKOVSKY: „Nic prócz satysfakcji” powiadasz…….. A no właśnie – czy zamierzasz w przyszłości osiągać jakieś dodatkowe korzyści ze swej muzyki? Mam na myśli drugi sposób wydawania utworów, z którego korzysta coraz więcej zespołów – CDR. Czy jest możliwym, by z twego następnego albumu ukazało się na WOLNEJ STREFIE tylko kilka numerów z adnotacją: >>chcecie usłyszeć więcej – zamówcie u mnie płytkę< BEEHUNTER: Zamierzam! 🙂 Jak najbardziej. Po artykule w „Wyborczej” już coś tam drgnęło. Zastanawiałem się też nad opcją wysyłania płytek. Być może będę miał możliwość wytłoczenia mojej następnej płytki w nakładzie ok. 1000 sztuk. Może zacznę umieszczać swoje utwory w postaci „kiepsko zakodowanej”, np.: mono 32kbity z adnotacją – chcesz więcej? kup całość! Ale tak na prawdę nie zastanawiałem się nad tym zbytnio. Muzyka to moje hobby. Chciałbym na niej zarabiać, ale jeżeli się nie uda nie będzie tragedii… Choć przyznam się, że moim marzeniem jest rzucić wszystko co robię i zająć się zarabianiem na muzyce. Jakieś studio czy coś… Nie wiem… Na razie jest to finansowo baaaardzo odległe…:)

BOOKOVSKY: Wiesz, nawet nie chodziło mi o zarabianie, raczej o dobre rozpowszechnianie. Hehehhe… Może teraz coś o samej muzyce. Tworzysz w bardzo różnych stylach. Elektronika, techno, a nawet remixujesz innych wykonawców. Interesuje mnie, którą z tych dróg będziesz dalej podążać? Pytam, bo muszę przyznać, iż Twoje utwory w stylu KRAFTWERKu cholernie mi się podobają i liczę na więcej, hehhe. 😉
BEEHUNTER: Hmmmm…. Wiesz, nigdy nie starałem się określić jaką muzykę będę tworzył. To znaczy wiedziałem, że musi ona spełniać jeden warunek. Być dobra… 🙂 Nigdy nie słuchałem konkretnego rodzaju muzyki. Jeżeli coś mi się podoba to po prostu tego słucham. Jeżeli „Just 5” zrobią odlotowy numer który zwali mnie z nóg to w porządku. Będę go słuchał. Tak samo jest z moją muzyką. Robię wszystko co mi się podoba i na co mam ochotę (trochę megalomańsko zabrzmiało, ale taka jest prawda). Mam oczywiście okresy „fascynacji”. Ostatnio „lepiej” mi się tworzy utwory w stylu Propellerheads i tych industrialnych klimatów.

BOOKOVSKY: Industrial rulezzzzzzzzz!!!!!!!!!!!!!!!! 😉
BEEHUNTER: Wcześniej faktycznie Kraftwerk i Music Instructor. A remixy? No cóż, czasami żal mnie ogarnia nad poziomem niektórych aranżacji (tak było ze Steczkowską i Dziewczyną Szamana – moim zdaniem przegrany numer, który w różnych DOBRYCH remixach mógł wywalić z klubów niejeden „zagramaniczny” numer) albo chcę się po prostu sprawdzić. Tak więc nie mogę powiedzieć, że od dzisiaj będę tworzył tylko np. techno. Jeżeli mam (moim zdaniem) dobry pomysł na chorał gregoriański, lub sonatę liryczną to czemu nie. To też jest muzyka… :))))

BOOKOVSKY: Ciekawi mnie to, ponieważ 'Wyborcza’ ogłosiła Cię najpopularniejszym w Polsce artystą techno, a w sumie grasz bardzo dużo normalnej elektroniki, czyżbyś więc był również najpopularniejszym twórcą muzyki elektronicznej?????? 🙂 Hehhe. A jak przyjąłeś tę wiadomość? Miło być tak znanym muzykiem? 🙂
BEEHUNTER: Pewnie, że miło! 🙂 Nie uważam się za twórcę techno. Dziennikarz który pisał ten artykuł starał się ze mną skontaktować ale wtedy byłem akurat we Francji no i nie mogłem się do tego artykułu przyczynić. Wszystkie informacje zamieścił w oparciu o to co jest umieszczone na mp3.wp.pl. No i chyba przesłuchał Eclipse’99. No a ten numer techno na pewno nie jest. Myślę, że zadziałał tu automat – coś nie ma gitar, jest zrobione na syntezatorach, da się przy tym tańczyć no to jest to techno. W ten sam sposób można powiedzieć, że Chicane gra techno, no i oczywiście Chemical Brothers albo Eifell 65… 🙂 Ale sam fakt zaistnienia w ogólnopolskiej prasie był miły. W ciągu tygodnia od ukazania dostałem parę fajnych propozycji, ale… nic z nich nie wyszło… 🙂 Jedyny konkret to ten wywiad… 🙂 Ale nie wybieram się na tamten świat, więc jeszcze może się coś zdarzy. Parę utworów jeszcze mi po głowie chodzi… 🙂

BOOKOVSKY: Heheh, oczywiście. 😉 To były jakieś wydawnicze propozycje, czy koncertowe?
BEEHUNTER: Niestety nie wydawnicze… 🙁 Jeden namacalny konkret, to to, że udzieliłem licencji agencji reklamowej na wykorzystanie 2 moich utworów. Ale to wszystko z konkretów. Jeżeli więc ktoś czyta ten wywiad, to proszę bardzo. Jestem otwarty na propozycje. Co do koncertów… 🙂 Nie jestem Czesław Niemen. Nie mam sprzętu za setki tysięcy dolców, więc koncert wyglądał by tak, że puściłbym wszystko z taśmy i udawał, że coś tam gram… 🙂 Mało atrakcyjne, nie sądzisz? :)))))

BOOKOVSKY: Hehehe, no tak… 😉 A mogę zapytać, jakiego sprzętu używasz? I czy jeszcze robisz muzykę na Amidze, o której pisałeś na mp3.pl???????? 😉
BEEHUNTER: 🙂 Amigi już nie mam. W zamierzchłych czasach studenckich musiałem ją sprzedać żeby mieć kasę na PCta… Co do sprzętu to mam Celerona 300 przewalonego na 450, 256 MB Ramu i jakieś 20GB dysków. Muzycznie to 'SB Live!’ (niestety nie full i tego baaardzo żałuję, bo brakuje mi cyfrowego I/O), karta Yamahy SW60XG (tylko MIDI ale za to jakie! full XG) no i klawiaturka MIDI (tylko klawiaturka). Tak więc nie mam żadnego zewnętrznego klawisza. Miałem zamiar będąc ostatnio w USA kupić najnowsze dziecko Yamahy – SW1000 ale tuż przed wyjazdem dorwałem super edytor do SW60XG i stwierdziłem, że nie wykorzystuję nawet 50% możliwości tej karty. Więc wstrzymałem się z zakupem… :)))

BOOKOVSKY: Co chciałbyś na koniec dodać, co przekazać czytelnikom?
BEEHUNTER: Słuchajcie moich utworów! 🙂 A tak poważnie, to taka ogólna myśl dla tych co trochę (lub bardzo) bawią się w robienie muzyki. Nieważne na czym się gra, ważne jak się gra. Jeżeli to co tworzycie sprawia Wam frajdę i jest to jedyna korzyść z grania – róbcie to dalej. Zawsze znajdzie się parę osób, którym się wasze granie spodoba. I dla nich warto to robić. (Strasznie głębokie myśli… :)))) ). Dzięki za spotkanie i jeszcze raz: Słuchajcie moich utworów!!!! :)))

Cała ta sprawa wielce dała mi do myślenia. Może Wam również?
Na koniec podaję Wam (o ile jest jeszcze ktoś żyjący w nieświadomości) adres Wolnej Strefy – mp3.pl
Wsjo. A w dziale 'ELEKTRONICZNA’ i dalej w 'BEEHUNTER’ możecie znaleźć… No…? Co…? Nie wiecie?!?!?!
Aaaaaaaaależ, jesteście zupełnie nierozgarnięci. Nie podpowiem Wam, sami sprawdźcie. HEHEHHEHEHE…………… =8-D
BOOKOVSKY

Copyright BOOKOVSKY dla Magazynu Muzyki Elektronicznej Elmania (sierpień 2000 r.)

BOOKOVSKY


„Talentu nikt Cię nie nauczy. Szkoły nauczyć Cię mogą jedynie techniki/warsztatu. A tego właśnie możesz w istocie nauczyć się SAM.”

El.: Czy możesz podać kilka informacji o sobie?
Bookovsky: Hehehe, takich ogólnych? Urodziłem się 1975 roku, w Krakowie. Matka – Jan. Ojciec: Elżbieta. Eee…… Chyba coś nie tak. Heheh. Może zostawmy te tematy. 😉

El.: Skąd zainteresowanie elmuzą? Kim są Twoi idole?
Bookovsky: W Krakowie bardzo rozwinięte było piractwo radiowe (sam nadawałem potem piracką audycję). Oczywiście łatwo się domyślić, iż w normalnych stacjach radiowych elektroniki nie puszczano. Ale właśnie piraci namiętnie, godzinami, puszczali muzykę elektroniczną. Wcześniej znałem Jarre’a, Tangerine Dream, może coś tam jeszcze, ale dzięki słuchaniu piratów radiowych rozwinąłem swoje zainteresowania, hehe. Nawiasem mówiąc – teraz krakowscy piraci puszczają już tylko dance, ale to młode bydlaki, które na niczym się nie znają. :-\ To smutne. Oczywiście kiedyś tam, w podstawówce fascynowałem się utworami Jarre’a, Bilińskiego i tym wszystkim, co było podówczas dostępne w radiu i telewizji, ale nie traktuję tego poważnie, bo nie było to świadome zainteresowanie, a raczej instynktowne – dopiero dzisiaj, po latach, konstatuję, iż już wtedy najbardziej lubiłem elektronikę, tylko nie wiedziałem, że to elektronika, hehehehe. Generalnie można rzec, że zaczynałem dość dziwnie, to znaczy od Tangerine Dream, Kraftwerku i Jarre’a, a dopiero potem poznałem grupy takie, jak na przykład KOTO, heheheh. =8-D Co śmieszne, obok tych wykonawców zawsze z kolegami nagrywaliśmy na kasety muzykę z gier i dem z komputerów 8-btowych i z Amigi (bo w onym czasie PeCet mógł służyć najwyżej do koszenia trawników) i słuchaliśmy tego wszystkiego z zapartym tchem, heheh. A kogo uważam za mistrza elektroniki? Hmmmmm. Przede wszystkim Vangelisa. Jego płyta „Heaven and hell” jest moim zdaniem najlepszą płyta el-muzyczną na świecie. I chyba pozostanie taką po wsze czasy. Kraftwerk także jest dla mnie kultowy. Tangerine Dream – podobnie. Front 242 jest doskonały, ale najnowsze ich osiągnięcia są dużo gorsze, szkoda. Nie byłbym sobą, gdybym nie wymienił Polaków (jestem wielkim fanem polskiej elektroniki). A więc proszę: Biliński (był genialny, dopóki być takim nie przestał), cenię muzykę Komendarka z lat 1985-1986, Hertel też jest przeze mnie ceniony… bardzo zawsze lubiłem muzykę osób/grup, które debiutowały fonograficznie w tym okresie, co ja (ok. 1993-1996): Tomka Kubiaka, Kerygmę, Daniela Blooma, Deliver, Key Follow, Andrzeja Szymalskiego, Michel Delving (to zespół wbrew pozorom, hehe), Piotra Grinholca… Lubię też zupełnie nowych twórców, jak: Tomasz Zawadziński, Polaris (pomimo, że się do mnie nie przyznaje na tej stronie WWW, hehhe), Remote Spaces, 3N, wspaniałego el_visa (a jakże, heheh!!!), Marka Szulena i innych. A jako że wciąż mi mało mojej ukochanej elektroniki – ciągle poszukuję nowych jej nurtów. Dlatego uwielbiam również synth-pop, industrial, nie wzgardzę techno, jeśli jest w dobrym wykonaniu, dla mnie to wszystko jest muzyka elektroniczna, tylko w różnych odmianach. Komu się to nie podoba, niech się zatłucze młotkiem na śmierć.

El.: A kiedy poczułeś że chcesz tworzyć własną?
Bookovsky: Heh, to trudno stwierdzić. :^) Od kiedy pamiętam, zawsze interesowało mnie robienie muzyki; w podstawówce, wobec braku jakiegokolwiek instrumentu, robiłem jakieś dziwaczne eksperymenty z miksowaniem paru ścieżek własnego głosu na kilku magnetofonach itp… Potem, gdzieś na początku liceum kupiłem swego ukochanego po dziś dzień Spectruma 48K (konkretnie był to Timex), właśnie po to, by robić na nim muzykę. Do teraz nie mogę odżałować, że nigdy nie dostałem w swe ręce wspaniałego 5-kanałowego programu, na którym swoje cudowne utwory komponował wspaniały Tim Follin (dla mnie jeden z najlepszych muzyków w ogóle, nie tylko na Spectrum). Z resztą wciąż od czasu do czasu tworzę jakieś kawałki z użyciem mojego zajebistego komputera, który oczywiście wciąż działa!! :^) No i tak się to właśnie zaczynało. Heheh…

El.: Czy uczyłeś się wcześniej formalnie muzyki?
Bookovsky: Chodzi Ci o to, czy mam papier z jakiejkolwiek uczelni muzycznej? Nie. Nie mam. Nie jestem kolekcjonerem dyplomów.

El.: Jaki związek ma formalne wykształcenie muzyczne z komponowaniem el-muzyki?
Bookovsky: Hehehe, widzę, że Ty mnie tu podpuszczasz. :^) Zauważyłem, że to sztampowe pytanie w Elmanii. Hie-hie… Jest więc tak… Talentu nikt Cię nie nauczy. Szkoły nauczyć Cię mogą jedynie techniki/warsztatu. A tego właśnie możesz w istocie nauczyć się SAM. Twoja technika warunkuje Twoją muzykę, ale też Twoja muzyka wyznacza potrzebną Ci technikę. Ja gram berliński trance. Czy potrzeba mi techniki wymaganej w konkursie szopenowskim? Hmm. Nie wydaje mi się. Owszem – nie wzgardziłbym. Ale – nie posiadając takowej – nie zabiję się, bo też w konkursach szopenowskich nie startuję. Wiedza teoretyczna o muzyce? Tą wiedzę posiedli ludzie. Jeśli więc będę wystarczająco długo eksperymentował, odkryję ją i tak, a w dodatku być może uniknę obcych wpływów, uniknę wpadnięcia w jakieś kanony, w które – nie ma innej możliwości – wciskają Cię w każdej szkole: Akademii Sztuk Pięknych, Szkole aktorskiej… Kolejny zarzut: czy bez szkół moja muzyka stanie się w końcu nieciekawa, nudna, wtórna…? Znając (smutne) życie – pewnie właśnie taka się stanie, ALE NIE BĘDZIE TO WYNIKIEM BRAKU SZKOŁ. To niewesołe zjawisko spotka w końcu każdego, gdyż z wykształceniem nie ma ono nic wspólnego. Co ciekawe – ja nie mam nic przeciw ludziom z muzycznym wykształceniem. Moje powyższe wypowiedzi wywołane są głupawymi atakami ze strony tychże ludzi: posiadaczy dokumentów, papierów, dyplomów i NICZEGO więcej. Mógłbym dłużej na ten temat rozprawiać, ale nie chce mi się już na ten temat gadać, więc jeśli ktoś chciałby mi poderżnąć gardło, to proszę pisać: hprg@friko.onet.pl

El.: Gdzie powstaje Twoja muzyka?
Bookovsky: Aktualnie od długiego już czasu tworzę muzykę u siebie w domu, jak każdy el-muzyk. (Ten bogaty ma w domu całe studio, więc właśnie tam tworzy, heheh, a ja, jako biedny, tworzę w domu, no bo gdzieżby, hie-hie…). Potem zaś idę ze sprzętem do studia, płacę setki złotych, by muzyczkę takową nagrać, następnie zaś miesiącami żywię się trawą i korą z brzóz. Nieco inaczej było z moim pierwszym albumem. Jako że nie miałem podówczas ani pół profesjonalnego syntezatora, musiałem chodzić do znajomej, która miała Yamaszkę, i u niej właśnie komponowałem cały tamten materiał. Hehhe… Spartańskie, rzec by można, warunki… :^)

El.: Wiem, że współpracujesz z innymi muzykami. Gdzie wtedy gracie i jak wygląda praca w Twoim zespole?
Bookovsky: Współpracowałem już z wieloma muzykami, w różnych zespołach, nie tylko elektronicznych, choć głównie. Praca z ludźmi jest jak współżycie z nimi. (Proszę nie kojarzyć tego z seksem, heheh). Z jednymi jest łatwiej, z innymi zaś – gorzej. Bywa też tak, że przez wiele lat z jakimś gościem wspaniale się rabotajet :^) , a potem nagle okazuje się to całkowicie niemożliwe. Jeśli zaś chodzi o miejsce, to w 90% przypadków robimy wszystko u mnie w domu ze względu na najlepsze wyposażenie i warunki (co nie znaczy, że dobre).

El.: Ostatnio zacząłeś zwracać się w kierunku elektro popu, co będzie dalej?
Bookovsky: Ha. W sumie to nie tak ostatnio, bo stylem post-kraftwerkowskim zająłem się w 1994 roku. Uwielbiam ten zespół i zawsze chciałem spróbować, czy też tak potrafię. GEIGER BOX, mój zespół, oddala się ostatnio od kopiowania Kraftwerku, ale chcę podkreślić, iż WCIĄŻ jest to muzyka skierowana do fanów tejże grupy i takim właśnie ludziom powinna się podobać. A co będzie dalej? Hmmmm. Ciężko stwierdzić. Uważam, że skoro ludzie kojarzą pseudo BOOKOVSKY ze szkołą berlińską, nie mam prawa robić im świństwa i narażać ich na zbędne koszta, robiąc pod tym nickiem co mi się żywnie podoba. Sami wiecie, jak irytujące są nowe płyty Tangerine Dream, Oldfielda i innych. Dlatego, jeśli czuję potrzebę wykazania się na innych polach, spróbowania czegoś nowego, to wymyślam inny pseudonim, bądź zakładam nowy zespół. Ograniczę się teraz chyba tylko do wymienienia gatunków muzycznych (tak czy inaczej wszystko to jest elektronika, albo muzyka instrumentalna), jakimi się zajmuję: prócz berlińskiego trance’u i techno-popu gram folk celtycki, metal-industrial, space-electronic oraz muzykę symfoniczną, choć ostatnio podjąłem decyzję, by połączyć ją z moim przyszłym 'berlińskim’ materiałem „BOOK OF SKY” (hehe, niezły tytuł, nie? ;^) )… A w przeszłości grywałem nawet dziwniejsze odmiany muzyki, jak techno, black-metal itp… Heh… Poważnie. :^)

El.: Jakimi instrumentami dysponujesz a o jakich marzysz?
Bookovsky: Hehhee, wolę nie zdradzać swego instrumentarium, jest zbyt kiepskie. A o czym marzę? Hmmm… Wiesz… Ja nie jestem jakimś maniakiem elektronicznych układów, czy cóś. ;^) Nie znam się na tym. Chciałbym mieć sprzęt, który zaspokoi moje oczekiwania co do brzmienia mojej muzyki, to wszystko. I generalnie mój aktualny set nieszczególnie odbiega od tak pojętego ideału. Na pewno przydało by mi się coś, co potrafi jak najdokładniej emulować BRZMIENIE orkiestry symfonicznej; nie zaś SAMĄ orkiestrę, co pewnie z chęcią zarzucili by mi różni idioci. I to chyba wszystko. :^)

El.: Co jest najważniejsze dla Ciebie w muzyce elektronicznej: syntetyczne barwy, nastrój a może zupełnie coś innego?
Bookovsky: Zależy w jakiej. W tym miejscu chyba się nieco rozdrobnię, bo też nurtów, których słucham, jest sporo. W 'szkole berlińskiej’ najważniejszy jest dla mnie trans. Ta muzyka musi mnie hipnotyzować. Dla rozróżnienia w muzyce techno-trance wymagany jest przeze mnie dodatkowo pewien pęd, szybkość. (Lubię zwłaszcza GOA). W techno-popie uwielbiam tę nieludzką, syntetyczną atmosferę. Kult elektronicznych urządzeń, wciąż się rozwijających i tworzących naszą codzienność. Syntetyczne barwy plus sample będą tu podstawą. W space-electronic cenię sobie po prostu melodyjne kawałki, które nieodzownie muszą posiadać tę charakterystyczną atmosferę portu kosmicznego, bądź międzygwiezdnego statku. Może trochę podobnie rzecz się ma z synth-popem, tu też dobra melodia jest najważniejsza, ale tu musi być jeszcze sporo uczucia, romantyzmu, czegoś, przy czym można uwodzić kobietę. No i oczywiście JAK NAJBARDZIEJ syntetyczne dźwięki. Chociaż z fortepianem ładnie by się komponowały. ;^) Industrial? Heh. Oczywiście wrażenie pobytu w halach fabrycznych, hałasu maszyn, zgrzyt metalu, itp… :^) W elektronice symfonicznej muszę czuć patos, moc… Ta muzyka musi mnie porywać. (Jak wspomniany „Heaven and hell” Vangelisa na przykład). Zaskakujące zmiany akordów oraz – znowu – piękne melodie, a opis takowy świetnie pasuje do Adiemusa. Darkwave…? Wielki smutek. Miłość. Rozpacz. Strach. Krótko mówiąc – uczucia. Niski, męski vocal i czasem eksperymenty brzmieniowo/muzyczne też są tu mile widziane. :^) Jeśli zaś idzie o elektronikę środka, taką bardziej popową, to życzyłbym wszystkim jej twórcom, by poświęcili chwilę czasu i sprawdzili, jak to robił Mistrz Biliński. Solówy na syntezatorze to najpiękniejsza rzecz na świecie. No cóż, wygląda na to, iż w elektronice ważne jest dla mnie wszystko: syntetyczne barwy, nastrój oraz to „coś zupełnie innego”. Hehhehe. ;^)

El.: Jakie masz muzyczne plany na przyszłość?
Bookovsky: Hmmmm. Musiałbym pomyśleć… Chciałbym dokończyć materiał na moją trzecią solową płytę „ANALOGy”, potem kolejny album: „BOOK OF SKY”… Chciałbym gdzieś w końcu wydać płytkę zespołu GEIGER BOX, który jak do tej pory pokazuje się często, ale tylko na kompilacjach… Przydało by się przyspieszyć prace nad drugą płytą naszego zespołu industrialowego, którego nazwy nie wymienię, hehhe, przerażonym wyłuszczę, iż nie jest to AGRESIVA 69 (czy tak się to pisze?!?!?). I pewnie chciałbym zrobić wiele innych rzeczy, które przyjdą mi do głowy jutro, pojutrze, i tak bez końca, hehehe. ;^)

El.: Dzięki
Bookovsky: Nie ma sprawy. To ja dziękuję za zainteresowanie. Hehhe. 😉 I pozdrawiam wszystkich fanatyków wszelakiej muzyki elektronicznej. =8-D Nie dajcie się!!!!!!!!!!

Copyright el_vis (marzec 2000 r.)

CI


„..bez elektroniki, maszyn, mediów nasze życie w obecnym świecie skazane byłoby na katastrofalne zmiany..”

– Co się kryje pod nazwa CI
X: Clinical Implants. W tej nazwie miała być zawarta nasza ironia i konstruktywna przewrotność w sposobie widzenia otaczającej nas rzeczywistości. Ludzie są naturalnie leniwi a ignorancja jest ich naturalną, zdrową cechą, więc wielu z nich skraca tę nazwę do Clinical nie wiedząc, że to nie nasza muzyka jest kliniczna ale kliniczne jest to co nas otacza czyli cała ta człowiecza technologia, przez którą patrzymy na świat. Co gorsza, paradoksalnie i na przekór wszystkim ekologom twierdzę, że bez elektroniki, maszyn, mediów nasze życie w obecnym świecie skazane byłoby na katastrofalne zmiany. Kiedyś człowiek miał kilka, kilkanaście potrzeb łącznie z fizjologicznymi. Dziś do „prawidłowego” funkcjonowania potrzebujemy prądu, kanalizacji, ogrzewania, technologii spożywczej, rafinerii naftowych, metabolizmu bakterii, kopalni uranu, broni biologicznej, klonowania, lotów w kosmos, konstytucji, aparatu inwigilacji, telewizji kablowej, telefonów komórkowych, internetu, karabinów, radia, gazet, sztucznych ogni, biletów miesięcznych, protez piersi, i tak dalej i tak dalej i tak dalej można by wymieniać przez parę dobrych dni jeśli nie dłużej…

– Kto tworzy w CI?
X: Oficjalnie dwóch ludzi – Xyster i Joker. Pierwszy jest obsesyjnie pochłonięty koncepcjami twórczymi, drugi natomiast jest korygującym, kontrolującym i subiektywnie krytycznym jak sumienie odbiorcą poczynań pierwszego a co najważniejsze wspiera go (ostatnio coraz ciężej mu to przychodzi) w działaniach promocyjnych i produkcyjnych. W zeszłym roku Xyster pracował dużo z innym muzykiem – Syndromem. XysterBardzo zdolna osoba ale praktycznie pozbawiona potrzebnego sprzętu. Jego wiele pomysłów poraża odkrywczym wydostawaniem się poza schematy i spojrzeniem na muzykę jakby od środka. Indywidualista Syndrom porzucił w październiku 1999 roku Clinical Implants i obecnie realizuje się w kulturze rówieśniczego pokolenia – czyli osiedlowym hiphopie – moim zdaniem znacznie cofając się w rozwoju muzycznym. Nieoficjalnie, każdy kto chce z nami coś robić jest mile widziany w Clinical Implants pod warunkiem, że będzie twórczy i otwarty na zniszczenie jego pomysłów w nieprzewidywalną formę. Poza tym niech spadają wszyscy Ci, którzy sobie myślą, że będziemy promować i produkować wyłącznie tylko ich pomysły. Takim ludziom proponujemy skorzystanie z konkurencyjnego „profesjonalnego studia nagraniowego” od 3000 pnl wzwyż za odwalenie chałtury. Dziś mogę powiedzieć, że z Clinical Implants śpiewa Anka Plak, wokalistka metalowego Lux in Tenebris oraz wokalista i gitarzysta Łukasz Stępień. Zaczął remiksować także kilka Twoich (mowa o el_visie) pomysłów i może coś z tego będzie konkretnego. Na „stole masteringowym” „leży” nasz jeden kawałek u innego muzyka i autora tekstów, którego imienia i nazwiska nie mogę w tej chwili zdradzić.

– Dlaczego robicie muzykę opartą o technologię el?
X: Ponieważ daje to człowiekowi pozornie doskonałą kontrolę nad dźwiękami spoza technologii el. Krytycy twierdzą, że muzykę komputerową tworzą ludzie, którzy mają bogatą wyobraźnię i pomysły realizatorskie ale nie umieją grać na żadnych instrumentach. Uważam, że tak do końca nie jest. Po prostu elektronika w moim rozumieniu to przede wszystkim zastąpienie całej masy niepotrzebnych pudeł w coś co ma wielkość obudowy od komputera. Elektronika to wygoda. Dziś w każdym studio nagraniowym, końcowy efekt w postaci płyty CD jest obrabiany przez urządzenia elektroniczne, więc przestałem dzielić muzykę na elektroniczną i nielektroniczną. Wiem, że jako elektroniczną masz na myśli muzykę generowaną wyłącznie przez syntezatory, ale postrzegam tę klasyfikację w innych ramach. Tylko te nagrania, które zostały zrealizowane na żywo od początku do końca i na instrumentach rzeczywiście akustycznych a w końcowej fazie obróbki nie zostały pocięte i wzbogacone – nie podpadają pod ten gatunek. Reszta to jeden wielki mix, lepszy czy gorszy ale elektronicznie zanotowany i poprawiony w procesie elektronicznego masteringu.

– Dlaczego obracacie się w takiej stylistyce muzycznej?
X: Kochamy to i lubimy. W ogóle chyba Twoje pytanie powinno brzmieć: „dlaczego w ogóle zajmujecie się muzyką?”. No cóż odpowiem za siebie, bo Joker coraz mniej się zajmuje muzyką, spędzając swój czas na metabolizmie i rzeczach pozornie ważnych jak kolejna niesamowicie potrzebna reinstalacja jeszcze nowszego i jeszcze gorszego Windowsa czy ściąganie coraz to nowszego oprogramowania do karty TV. Chyba większość ludzi ma w życiu jakiś cel. Większy lub mniejszy. Ci co go nie mają też są szczęśliwi. Można pracować i pomagać innym, można wymyślać teorie które służą ludzkości lub ją wzbogacają kulturowo. Umierając nie chcę mieć świadomości, że jedyne co po mnie zostało to hałda wydalin i trudnych do zutylizowania śmieci. Muzyka jest materią dość mało wymierną i trudną do uchwycenia, bo istnieje tylko podczas jej wykonywania czy odtwarzania. Jej formy zapisu same w sobie są niczym wyrazistym i w gruncie rzeczy są to niestrawne akustycznie pliki komputerowe lub ciągi optycznych zer i jedynek. Muzyka to kwestia wyobraźni – a my chyba jesteśmy marzycielami i tworzymy coś co może wpływać na wyobraźnię innych. To co w niej zobaczą zależy od ich bagażu doświadczeń i aktualnych swoistych, subiektywnych przeżyć.

– Jak byście określili swoją muzykę?
X: Poszukująca elektronika z elementami rocka, popu, etno, techno, industrialu. Rzeczywista elektronika. Muzyka niełatwa ale ciekawa.

– W jakich kierunkach chcecie podążać?
X: Muzycznie chciałbym rozwinąć kilka projektów. Przede wszystkim myślę między innymi o płycie czysto ambientowo-noiseowej z prawdziwymi elementami industrialu, bo tego jeszcze w pełnym, godzinnym wymiarze nie zrealizowałem. O takiej płycie, którą albo wysłuchasz całą od początku do końca albo wcale. Poza tym szukam nowej formuły do kilku ostrych numerów, które wywalą słuchacza z butów prosto w kosmos. Piosenki i muzyka pozornie bez melodii, w którą koniecznie trzeba się wsłuchać i do której koniecznie należy wyostrzyć zmysły. CI w studiu Radia CentrumI nie zamierzam robić muzyki tylko po to aby coś robić i po to aby się to komuś podobało ponieważ moim zdaniem jest to głupie z punktu widzenia sztuki a bezmyślne bezmózgowe słowa krytyki miały by niszczyć moje chęci. Trzeba robić to co samemu uważa się za dobre. Na pewno spodoba się to jakimś ludziom, być może w jakimś stopniu podobnym do mnie lub tym, którzy poszukują. Uważam, że nawet w muzyce tanecznej można sporo zdziałać, chociaż trudniej się będzie przebić przez głupotę i miałkość promowanej pop-kultury. I co najważniejsze nie należy zważać na krytyków muzycznych oraz tych co niby znają się na niej. Słyszałem już tak subiektywne i przeciwstawne oceny. Czasami mam ochotę założyć gazetę, w której krytykować będzie się nie sztukę ale jej recenzje. Moim zdaniem bardzo mało ludzi po 30 tym roku życia, ba nawet po 20-tym, rozwija się dalej a ich gusty pozornie szerokie i otwarte stają się coraz bardziej skostniałe, zachowawcze i banalne niż te, które mieli w wieku 5 lat. Dlatego jeśli czytam gazety muzyczne to raczej po to aby dowiedzieć się co nowego a recenzje dają mi więcej do powiedzenia na temat ich autorów niż opisywanej przez nich muzyki. Poza tym gazety te są wypełnione reklamami, więc na pewno wiele rzeczy zachwalanych jest na wyrost po to tylko aby zwiększyć ich sprzedaż i vice versa.

– Czym się zajmujecie obecnie?
X: Egzystencjonalizmem, dekadenctwem, biadoloniem, przechorowywaniem, głupimi rozmowami telefonicznymi, dyskutowaniem na temat wyższości drogich telefonów komórkowych nad formatem zapisu mp3, nieporadnym poszukiwaniem sponsora na produkcję płyty. Poszukujemy i nadal będziemy poszukiwać i co najśmieszniejsze nigdy nie znajdziemy tego czegoś (poza sponsorem) bo wtedy będziemy skończeni. Współpracujemy z nowymi wokalistami i innymi muzykami. Szukamy producentów i managera, który by zajął się tym wszystkim co tylko przeszkadza w procesie twórczym. Produkujemy też dema innym ludziom, którzy mają ciekawe pomysły i dość cierpliwości do tego jak przetwarzamy te pomysły w gotowe produkcje muzyczne.

– Plany na przyszłość, wasze marzenia….
X: Wydać w końcu pierwszą, poważnie dystrybuowaną płytę. Do tego potrzebujemy o wiele więcej pieniędzy niż obecnie mamy. Poza tym dalsze poszukiwania i rozwój. Nakręcenie jakiegoś clipu i filmu. Marzeniem jest to aby przynajmniej jedna ludzka istota na Ziemi przeżyła choćby jedną, unikalną chwilę poruszenia pod wpływem naszej muzyki, taką chwilę, która spowoduje, że nie będzie to dokładnie już ten sam człowiek co przedtem. No i może jeszcze jedno inne, prymitywne marzenie jest takie aby mieć pełny komfort pracy – to znaczy – umieć znaleźć czas i pieniądze na spokojne, pozbawione pośpiechu i rywalizacji postępy twórcze.

Copyright el_vis (styczeń 2000 r.)

Surrender – The Chemical Brothers


Surrender – The Chemical Brothers

Spis utworów:
1. Music: Response 5:19
2. Under The Influence (Influenced) 4:16
3. Out of Control 7:19
4. Orange Wedge 3:06
5. Let Forever Be 3:56
6. The Sunshine Underground 8:38
7. Asleep From Day 4:47
8. Got Glint? 5:26
9. Hey Boy Hey Girl 4:50
10. Surrender 4:30
11. Dream On 6:46

W nowym LP Chemical Brothers – Surrender autorzy (Tom Rowlands i Ed Simons) odchodzą częściowo od stylu, jaki prezentowali na swoich poprzednich dwóch płytach. Jest na nim nieco mniej natarczywych rytmów, a za to pojawiło się wiele smakowitych syntetycznych brzmień. Można chyba nazwać tę płytę muzyką elektroniczną lat dziewięćdziesiątych. W muzyce słychać fascynacje stylem wylansowanym przez kultową już grupę Kraftwerk. Na krążku jest kilka utworów nawiązujących do tej stylistki. Muzyka ukazuje nowe możliwości duetu i sądzę, że jest to najlepsza rzecz w dotychczasowych dokonaniach „Chemikali”. Muzyka powstawała przez 12 miesięcy w ich Londyńskim studiu. Praca opata była na eksperymentowaniu z dźwiękiem – tak trzymać. Sami twórcy są również zadowoleni z efektów.

Poddajmy Surrender „chemicznej” analizie. Music: Response – już od razu przypomina mi muzykę „Kraftwerków”, mieszanka barw od pływających soczystych analogowych do cyfrowych pików, pisków oraz sztucznych i naturalnie brzmiących bębnów, królestwo sampli – prawdziwa mozaika. Rytm przyśpiesza na styku z Under The Influence, w którym jest sporo zabawy filtrami, generatorem wolnych przebiegów, sporo bulgotów, kilka zatrzymań akcji – po prostu coś dla zwolenników muzyki tworzonej przy pomocy pokręteł i suwaków. W Out of Control zaznaczyli swój udział Bernard Sumner i Bobby Gillespie, istrumentalnie podobnie jak poprzednio. W Orange Wedge delikatna zmiana stylu, słychać świetne klawiszowe solo, zagrane jak mi się wydaje na jakiejś nowej maszynie Korga. W Let Forever trochę próbek wstecz, Gallagher, monotonny bas, dynamiczna perkusja i inne niespodzianki. The Sunshine Underground jest podobny do poprzedniego ale tym razem znacznie mniej słów, niezła męczarnia dla generatorów i trochę bardziej opętańcze tempo. O coś spokojniejszego. Za sprawą aksamitnego sennego głosu Hope Sandoval, Asleep From Day jest kawałkiem dającym chwilę wytchnienia. Got Glint? – instrumental przesycony drapieżnymi syntetycznymi barwami i plastikowym jednostajnym rytmem. Hey Boy Hey Girl kawałek zadziorny brzmieniowo oraz rytmicznie, pierwszy singiel promocyjny z tej płytki – słyszeli go już chyba wszyscy. Był on od maja porządnie promowany na świecie i chyba jeszcze nadal jest grany w muzycznych programach satelitarnych (swoją drogą ma fajny clip), a nawet o dziwo czasami się zdarza usłyszeć go w rodzimych rozgłośniach radiowych. Wskazuje to także na komercyjny sukces tej muzyki. Tytułowy Surrender zaczyna się spokojnie, po chwili dochodzą zaś mocne połamane rytmy. I znów temat slipania i drimania bo oto krążek dotoczył się już prawie do brzegu. Ostatni kawałek, spokojny Dream On z wokalnymi zachętami Jonathana Donahuea do spania i śnienia mnie nie przekonał… Jeszcze nie idę spać! O a to co? A to niespodzianka – to jeszcze nie był koniec utworu ot co. No mimo wszystko chyba się dałem zasugerować.

The Cheminal Brothers stworzyli własny styl i pogodzili publiczność kilku innych. Zdarza się, że słuchają ich zwolennicy rock’a, pop’u, techno, dance’u czy jakichś tam innych styli, a także tak jak ja fanatycy starej dobrej elektroniki. To co tworzą to nie jest muzyka relaksacyjna, jest ona raczej pobudzająca niż usypiająca. Nie wiem jak Wam ale mnie Surrender się podoba.

Występują:
The Chemical Brothers: Tom Rowlands i Ed Simons

W pozostałych rolach:
Bernard Sumner (w Out of Control), Noel Gallagher (w Let Forever Be), Jonathan Donahue (w Dream On), Hope Sandoval (w Asleep From Day) and Bobby Gillespie (w Out of Control).

Copyright el_vis.